Ostatni dzień na Mauritiusie. W planach było leżakowanie, ale pogoda znów nie dopisała. Choć nocujemy tuż przy morzu w pensjonacie prowadzonym przez starsze małżeństwo z Francji (bo Mauritius to też taki „dom seniora” dla Francuzów i Anglików), to jednak decydujemy się wrócić na północ do stolicy, by jeszcze tego samego dnia wrócić na południe na lotnisko. W końcu to Mauritius – tu wszędzie jest blisko ;)
Od początku nie mieliśmy w planie zwiedzania Port Louis, dlatego pojechaliśmy jedynie w jedno miejsce – galeria handlowa Caudan Waterfront. To zespół kilku budynków, w których mieści się galeria, kasyno, teatr, kilka knajp z jedzeniem, port z ładnymi jachtami. Jest tu też muzeum znaczka pocztowego, bo jednym z pierwszy krajów, w którym posłużono się znaczkiem pocztowym jest właśnie Mauritius. Charakterystyczne pomarańczowe jendo i niebieskie dwupensówki z 1847 roku, nawiązujące wzorem do pierwszego znaczka na świecie Penny Black z 1840 roku, osiągają dziś na aukcjach cenę kilkudziesięciu tysięcy złotych.
Najważniejsze jednak, że na północy wysp nie pada, a nawet czasem przyświeca słońce. Rozsmakowujemy się w ostatnim posiłku na mauritiusie: bouletty (pierożki nadziewane warzywami, mięsem lub rybą) w czosnkowym bulionie oraz makaron z dodatkami, po czym ruszamy na południe.