Zanim jednak docieramy na lotnisko chcemy zobaczyć jeszcze raz ocean. Udajemy się dość wyboistą drogą do Pont Naturel, aczkolwiek nasze Suzuki Alto dzielnie zniosło te bezdroża. Plaża w Pont Naturel, o ile można nazwać to miejsce plażą), to zupełnie inny obraz morza niż w innych częściach wyspy. Tu patrząc na rozbijające się o pionowe, czarne skały wodę można poczuć siłę natury i respekt do niej. Wiatr zawiewa, krople wody uderzają w nasze twarze. Nie bez powodu ktoś umieścił tu napis o zakazie kąpieli, bo z tą siłą, tymi skałami i tymi prądami, to za długo w wodzie nie da się pewnie wytrzymać. Zachwyceni widokiem wracamy na odległe o jedyne 7 km lotnisko.
Podsumowując Mauritius na pewno należy powiedzieć, że nie można się tu nudzić. Choć wyspa jest niewielka, to na tydzień zwiedzania z pewnością nie widzieliśmy wszystkiego, a i był czas na odpoczynek. Jedzenie całkiem dobre, ludzie sympatyczni, nieinwazyjni. Ceny trochę przytłaczające, zwłaszcza tam, gdzie toczy się turystyczne życie. Ważnym elementem jest też własny środek transportu. Oczywiście jeżdżą tu lokalne autobusy, ale przedsiębiorstw komunikacyjnych jest tu ze 4 i nie da się najczęściej jednym autobusem przemierzyć całej wyspy z lewa na prawo czy z góry na dół. Samochód znacząco więc oszczędza czas, a i daje możliwość zatrzymania się w dowolnym miejscu. Standardowo jednak należy mieć na uwadze by rezerwacji dokonywać nie w sieciowych firmach tylko w lokalnych wypożyczalniach, podobnie zresztą jak z lokalnymi wycieczkami. Wypoczęci wracamy do Polski planować kolejną eskapadę.