Mauritius… tu czas płynie wooolno. Pozwoliliśmy sobie na cały jeden dzień nicnierobienia. Leżing, plażing… no dobra, na koniec dnia pojechaliśmy jedynie do turystycznego Flic en Flac by coś zjeść i obejrzeć zachód słońca. Z racji kończącego się weekendu na 5ten sam pomysł wpadło mnóstwo lokalnych, więc z trudem wyrwaliśmy ostatnie faraty (naleśniki z curry) oraz ananasa na deser i zasiedliśmy wśród innych na plaży. Leniwy, wypoczynkowy czas…