Leje, świeci słońce, wali grad – co robić w taką szkocką pogodę? Mieć wszystko w nosie i iść w góry lub...mieć wszytko w nosie i iść na whisky? :) A że dziurki w nosie są dwie, to realizujemy jedno i drugie :) Rano wybieramy się na spacer do Dog Falls w Parku Narodowym Glen Affric. Nawigacja od Sygic znów wystawia moje nerwy i umiejętności jazdy na próbę, bo poznajemy drogi mieszczące jedno auto z umiejscowionymi co jakiś czas miejscami do mijania – szkocki klasyk bocznych dróg! Jak nic utracę lusterko lub zarysuje drzwi... Spacer był jednak wart trudu jazdy. Nad samo jezioro Affric nie dotarliśmy, ale przebyta trasa dała i tak ogląd na okolicę. Szlaki turystyczne w Szkocji są wąskie, często jedno-dwuosobowe i przez to urokliwe. Maszerując jeden za drugim można zachwycić się zielenią czy wsłuchać w śpiew ptaków. Często przekracza się jakaś rzeczkę czy strumyk, jest ciekawie. Nikogo właściwie nie spotykamy po drodze, co czyni wycieczkę jeszcze przyjemniejszą.
Po spacerze udajemy się w podróż na drugą stronę Loch Ness. Po drodze zatrzymujemy się w kilku miejscach z nadzieją, że to może my odnajdziemy Nessie, legendarnego potwora z jeziora. Niestety nici ze sławy. Zdobywam za to kolejną odznakę szkockiego kierowcy, bo przejeżdżając przez większe miasto Iverness dowiaduje się, że kierunek jazdy przez rondo z wieloma pasami trzeba ustalić daleko przed tym rondem, bo każdy pas ma znaczenie i nie za bardzo jest jak je w trakcie ronda zmieniać. Co więcej, włączenie kierunkowskazu przed rondem jest również istotne: bo jego włączenie w lewo oznacza chęć zjechania w lewo, w prawo, zjechanie w prawo bądź zawrócenie, brak kierunkowskazu oznacza jazdę prosto. Gdyby jeszcze tych aut było z 3 razy mniej, to może zjechałbym dobrym zjazdem… :)
Na wschód od Iverness zaczyna się szkocki region Speyside – istotny z punktu widzenia whisky i destylarni. Trunki produkowane tutaj są mocniejsze i słodsze. Coś w tym jest, bo zatrzymując się destylarni Glenfarclas, próbujemy 12letniego single malta o mocy 57%. Piiiikantnyyy ;)
Na nocleg zatrzymujemy się w małej, szkockiej mieścinie Tomintoul, w Argyle Guest House - typowym B&B (Bed & Breakas). Szkocja, jak i pewnie cała Wielka Brytania stoi tą instytucją. Lokalne domy, prowadzone przez prywatnych właścicieli, w których wynajmują pokoje dla przyjezdnych, najczęściej że śniadaniem. Ten dziś jest bardzo ładny i z bardzo miła właścicielka, która na koniec kazała pozdrowić wszystkie polskie...lody :) Kiedyś miała okazję takich próbować i do dziś wspomina ich smak :)