Elektrolity oraz 11 godzin snu potrafi postawić na nogi. Układ trawienny zaczął mi jednak trochę szwankować, więc śniadanie w Atse Yohanes - najlepszym w mieście hotelu, zjadam niewiele i dość europejsko - jedynie chleb z serem żółtym i pomidorem. Później czekamy chwilę na naszego kierowcę, który zawiezie nas w region Tigray. Po drodze próbujemy znaleźć sklep z pamiątkami, lecz to wcale nie jest takie proste. Nawet kierowca nie wie czym są „suvenirs” i dopiero Tłumacz Google tłumaczy mu czego szukamy. Zostajemy zawiezieni do czegoś, co można by nazwać etiopskim centrum handlowym i faktycznie jest tu sklep z pamiątkami…lub raczej z wyrobami produkowanymi w Etiopii, a służącymi do dekoracji mieszkania. Wystarczająco sprawiedliwe :)
Tigray to region w Etiopii znany z kościołów. Nie mówimy tu o kościołach, jakie znamy z Europy, ale o takich wykutych dawno temu w skale i/lub mieszczących się wysoko w górach. W ciągu dwóch dni mamy okazję wdrapać się na kościół Abuna Yemata oraz do klasztoru Debre Damo. Widok szlaku prowadzącego do pierwszego otwiera mi tak naprawdę oczy na co się porywam. Podejście może nie jest długie, ale ostro strome, a na dodatek część trasy biegnie po…pionowej ścianie. Z pomocą przewodnika (i liny) pokonuję te 7 metrów niczym Tom Cruise w Mission Impossible 2 :) Na szczycie (nie tyle co szczycie co w miejscu docelowym) wita mnie za to przepiękny widok! Krajobraz niczym z Arizony – góry, jakiś kanion, pola, a wszystko to podziwia się z malutkiej półki skalnej. Już sam fakt, że moja stopa tam stanęła napawa mnie dumą i zadowoleniem z własnych możliwości. Stąd już tylko jeszcze parę kroków, z czego ostatnie znów po kolejnej półeczce skalnej, by znaleźć się w kościele z VI wieku naszej ery. Został on wykuty wewnątrz litej skały, ot jaskinia pieczołowicie drążona przez człowieka przez kilkanaście lat. Całkiem spora, spokojnie mogłaby zmieścić z 30 modlących się osób. W środku piękne, oryginalnie zachowane malowidła apostołów, proroków i innych świętych. Kościół wyznania koptyjskiego, więc oczywiście widać na freskach uwielbienie dla świętej trójcy. Przedstawiają ją dość oryginalnie – po prostu 3 takie same postacie :) Co najciekawsze, kościół wciąż działa! Co niedzielę sprawuje się tu obrządek, a wierni zasuwają pod górę na 3godzinną mszę.
Na wieczór, jako wynagrodzenie po ostatnich dniach podróży, kwaterujemy się w ekslukzywnym (jak na Etiopię) hotelu o „europejskich” standardach (i europejskich cenach) Gheralta Lodge. Tu widać cywilizację, uporządkowanie i dbałość o szczegóły. Obiekt prowadzą Włosi, więc nic dziwnego, że na kolację serwowana jest lasagne… Jako lokalny trunek proponują nam „tadż” - wino wyrabiane z miodu, a że napój wciąż „pracuje”, to jest to niemal szampan :) W takim miejscu nie sposób należycie odpocząć. To dobrze, bo kolejnego dnia ruszamy na podbój kolejnego kościoła, tym razem Debre Damo. Klasztor ten został utworzony w XV wieku i oczywiście mieści się na szczycie góry, na którą prowadzi…kolejna ścianka wspinaczkowa. Wczoraj 7 metrów, dziś 21, Zasada ta sama co wczoraj, tylko nie ma uprzęży. Po krótkim, stromym podejściu dostajemy nstrukcję by przewiązać się w pasie jedną liną, zacząć się wspinać na boso, rękami przytrzymując dodatkową linę o intensywnym zapachu (zrobiona z koziej skóry). Człowiek naprawdę czasami porywa się z motyką na słońce…i nawet czasem słońce pokona ;) . Na szczycie faktycznie jest ciekawy kościół zrobiony z drewna i kamieni. Jest też wspomniany klasztor, zaznaczam męski (kobiety nie mają prawa wstępu więc bez sensu by się wspinały), gdzie mieszkają mnisi ze swoimi uczniami. Przechodząc przez teren klasztoru mamy okazję natknąć się na naukę czytania języka „gizz”, w którym zapisane są święte księgi, z którym odprawia się msze – taką księgę posiadał np. ksiądz w kościele, który odwiedziliśmy wczoraj. Lekcja czytania odbywała się w stodole, gdzie 2 młodych adeptów sztuki czyta, a starsi księża, przebierając ziarna (lub ujmując to bardziej religijnie – rozdzielając ziarna od plew :) ), poprawiali młodych gdy robili błąd. Do tej pory nie wiem do końca czy to była lekcja nauki czytania tekstów ze zrozumieniem czy tylko nauka wymowy dźwięków (vide filmik). Jak się okazało, księża lubią też kukułki – przywieźliśmy z polski paczkę, która zniknęła w chwilę :)