Co to za jasność w pokoju?! Aaaa…to wschodzące słońce Pierwszy plus wyjazdu. Nie mija 10ta i zaczyna padać deszcz. Nie trwa to długo, ale gdy w południe jedziemy na plażę do zatoki Balos to cała szutrowa droga jest w czerwonym błocie (taki kolor ma tu ziemia). Biała Toyota przyjęła nasze barwy narodowe – idealne na finał mistrzostw świata w siatkówce (które wygrywamy ;) ). Na samą plażę Balos nie jesteśmy w stanie dojść, bo 1500 metrowa górska trasa jest cała w błocie i w klapkach nijak nie da się jej przejść. Robimy zdjęcia z oddali, po czym wracamy pod hotel. Z trudem przełykamy kolejną porażkę, ale decydujemy się jechać z północnego zachodu, gdzie znajduje się Balos, na południowy zachód, gdzie znajduje się plaża Elafonisi. Trasa prowadzi krętymi drogami przez malutkie, kreteńskie wioski. Na miejscu trochę ludzi, ale korzystamy z faktu, ze laguna jest płytka i odchodzimy od tłumu opalających się turystów na samotną wysepkę. To fajne, że brodząc w lazurowej wodzie, a pod stopami mając różowy piasek (specyfika tej plaży) można znaleźć własne miejsce na kąpiel i wodną, i słoneczną ;)
Zmęczeni zbieramy się w drogę powrotną, a po drodze zatrzymujemy się przy przydrożnym kramiku, zakupując naszą pierwszą raki. Raki, to lokalny alkohol wysokoprocentowy wyrabiany z winogron. Najlepiej smakuje nam ten z dodatkiem miodu. Po małej, nieszkodliwej dla kierowcy próbce ;), ruszamy na obiad na wcześniej upatrzona plażę w Sfinari. Dostaliśmy tu wspaniały posiłek ze świeżych, smażonych ryb i kalmarów z grilla. Palce lizać! Po posiłku, och jakie zaskoczenie, dostaliśmy małą karafkę raki, bo to taki miły, lokalny zwyczaj :) Wracamy do domu już po ciemku ciesząc się, że mimo pierwszych, słabych chwil na Krecie udało nam się ostatecznie miło spędzić dzień. Zresztą kolejny też był całkiem udany, choć spędzony właściwie w hotelu. Hotel Balos Beach trzeba pochwalić za naprawdę fajne śniadania w kreteńskim stylu. Są sery, sałatki Grecie, a także słone i słodkie wypieki na bazie serów, pomidorów i bakłażanów. Odpoczynek na słońcu przyhotelowym basenie potrafi zregenerować nadszarpane pracą nerwy, a popołudniowy wypad na plażę w Falasarnie oraz kolacja w tawernie z jagnięciną wieńczą sukcesem kolejne 24h.