W sobotę, około godzin 20 wsiadamy w nocny pociąg do Dong Hoi, skąd o 6:30 zostajemy odebrani przez
operatora naszej kolejnej wycieczki do Parku Narodowego Phong Nha – Ke Bang. Temperatura okolicy podobna jak w Hanoi, okolice 20 stopni tyle, że tu jest dość mokro. W centrum kraju kończy się pora deszczowa i jak zostajemy poinformowani, teren, po którym właśnie się przemieszczamy w miejscowości (Son Trach) jeszcze misiąc temu był zalany na wysokość 1,5 metra. Tutaj to jednak nie jest klęska żywiołowa – ludzie są przyzwyczajeni, że raz w roku zalewa im chałupy na poziom do pierwszego piętra więc co najwyżej wcześniej przenoszą meble i trzodę przydomową ciut wyżej.
Region Phong Nha jest znany ze sporej ilości jaskiń, w tym takich dość długich i ciekawych. Nie dziwne więc, że terenem zainteresowało się UNESCO. Są tu jaskinie z wielkimi komnatami na wysokość 75 metrów i szerokość nawet 175. Są jaskinie ciasne, idealne dla grotołazów. Są stalaktyty, stalagmity i stalagnaty. Można jasinie zwiedzać łódką, pieszo lub brodząc w wodzie. Można tez i wybrać się na kilkudniowy trekking po jaskiniach. Możliwości sporo, a my szykujemy się na 2 jaskinie. Wkoło dość mało turystów – w końcu to niski sezon (pora deszczowa). Z nami zabiera się jeszcze jedna Amerykanka, co łącznie z naszym przewodnikiem daje osób 4. Wsiadamy do łodzi motorowej i po około 30-40 minutach drogi dopływamy do jaskini Phong Nha. To najdłuższa jaskinia „wodna” na świecie – jej długość to ponad 7,7 km. Oprócz tego jest tu kilka większych grot, podwodna rzeka, której długość całkowita wynosi prawie 14 km oraz ponad 40 km przejść i korytarzy stanowiących odgałęzienie od głównej trasy. Do jaskini wpływamy łodzią na wyłączonym silniku i następne 1,5 km przepływamy na wiosłach. Cicho, majestatycznie, a do tego oświetlenie, które daje nam możliwość podziwiania tworów skalnych. Niesamowite co natura potrafi stworzyć. Kiedy dopływamy do końca oświetlonej trasy otrzymujemy informację, że kolejne 3 km rzeki można pokonać kajakiem z czołówką na głowie, ale to już inna wycieczka – nasz pakiet tego nie obejmuje, a szkoda :) Przy powrocie mamy możliwość zejścia ”na ląd” w jaskini i wyjścia z niej pieszo. Pierwzy raz mieliśmy okazję zobaczyć coś takiego! Miejsce warte wizyty!
Z jaskini Phong Nha przemieszczamy się już dalej samochodem na lunch. W barze mamy okazję drugi raz uczestniczenia w kursie przygotowywania sajgonek. Jest nas mało, więc jest się jak uczyć. Papier ryzowy lekko namaczamy ręką lub też tego nie robimy – wedle uznania. Do środka nakładamy co dusza zapragnie i hop, jest sajgonka :). Talerz ze składnikami był wielki, a papieru ryżowego w brud, bo to okazało się być naszym lunchem na 3 osoby. Posileni ruszamy do kolejnej jaskini – Paradise Cave.
Wietnamska jaskinia Raj (tak, wiemy, że w Polsce też jest jaskinia o tej samej nazwie) ma długość 31 km, przy czym w wersji dla zwykłego turysty zwiedza się pieszo 1,6 km po wybudowanych tu platformach. Jaskinia została oficjalnie odnaleziona w 2005 roku, więc stosunkowo niedawno. Co ciekawe, jej odkrywca twierdzi, że znalazł już ją wcześniej, ale zapomniał drogi. Wniosek? Idąc do dżungli nie pij alkoholu bo nigdy nie wiesz na co natrafisz :) Wielkość komnat przechodzi nasze pojęcie! To hale wielkości stadionu sportowego, a człowiek czuje się w nich taki mały – żadne zdjęcia tego nie odzwierciedlą!
Wracamy do bazy turystycznej naszego operatora, dopełniamy formalności i by nie tracić cennego czasu na urlopie zabieramy się w podróż autem do Hue.