Geoblog.pl    qualo    Podróże    Uśmiechnięta od poranka nasza Sri Lanka    Sąsiedzka impreza
Zwiń mapę
2016
29
sie

Sąsiedzka impreza

 
Sri Lanka
Sri Lanka, Dambulla, Dom Amara
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 231 km
 
Ostatni wieczór w Dambulli spędzamy znów u Amara. Przed zajechaniem do domu odwiedzamy monopolowy po niezbędne artykuły na wieczór – dziś będzie impreza! Faktycznie, Amar zaprosił Prassanę – sąsiada, który przyjechał razem z nim po nas na lotnisko. Później przychodzą też inni sąsiedzi. Poznajemy parę zasad cejlońskiej imprezy: po pierwsze, imprezowanie jest rzeczą męską. Oczywiście Kasi to nie dotyczy, bo jest przyjezdną z dalekiego świata. Żona Amara jak i żony sąsiadów pozostają jednak w domu. Po drugie: arak (arrack) pije się ze spritem lub wodą sodową. Ten 32% destylat, leżakowany przez X lat w beczkach po whisky, tworzony jest z kwiatów palmy kokosowej. Ma lekko żółtawą barwę (jaśniejszy od whisky), lekko śmierdzący zapach, ale w smaku jest ciekawy. Po trzecie (być może to nie reguła, ale tu tak było): tylko pierwszą kolejkę pije się razem i z toastem. Kolejne szoty czy drinki przygotowuje się samemu sobie i pije, kiedy uważa się za słuszne. Nikt nikogo nie obsługuje oprócz siebie. Po czwarte: surowa cebula polana olejem jest świetną zagrychą do wódki! Podobnie smażona wołowina czy wysmażona na wiór ryba – wtedy można ją jeść nawet z ośćmi – chrupią niczym czipsy.

Impreza trwa blisko do północy, co jakiś czas przychodzi nowy sąsiad i donosi albo kolejną butelkę araku lub jakieś przekąski. W końcu poznaję zasadę piątą: nie łączy się 32% araku z 8,8% piwem, bo można stracić niebywałą okazję na prowadzenie tuk tuka :) Wykazuję się ogólnie dobrą wiedzą teoretyczną w zakresie prowadzenia tego pojazdu – po prostu obserwowałem Amara jak prowadzi. W międzyczasie Amar na chwilę zostaje wezwany przez żonę… w ferworze arakowej walki zapominamy o kolacji, a przecież oni nie zjedzą dopóki goście nie zjedzą, więc czym prędzej, na wpół prosto przedostajemy się z imprezowego ogrodu do jadalni i pałaszujemy srilankijskie dobrocie. W jedzeniu rękami jesteśmy coraz lepsi. Impreza po kolacji trwa jeszcze chwilę, po czym najtrzeźwiejszy z imprezowiczów odpala tuk tuka, do którego wszyscy ładują się by odwieźć nas do hotelu. Przez WSZYSCY rozumiem naprawdę WSZYSTKICH. Tuk tuk, to pojazd 3-osobowy…przynajmniej w teorii. Tego wieczoru mieścimy się w nim w 5tkę, włączając w to lekko przysadzistego Prassanę oraz mnie – człowieka europejskich rozmiarów (jakby to nie brzmiało :) ). Dojeżdżamy bokami do hotelu, po drodze dostajemy okropnej głupawki, zwłaszcza ja… zginąć w taki durny sposób… ale w jakim towarzystwie :) Nasz home stay już niestety był zamknięty, ale nasi wieczorni towarzysze broni skutecznie budzą właścicieli, a my skruszeni idziemy do naszego pokoju. Jeszcze tylko chwilka na uspokojenie latających obrazów i lulu :)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (2)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 16.5% świata (33 państwa)
Zasoby: 255 wpisów255 14 komentarzy14 4392 zdjęcia4392 60 plików multimedialnych60
 
Nasze podróżewięcej
25.09.2019 - 04.10.2019
 
 
24.09.2019 - 24.09.2019
 
 
02.05.2019 - 10.05.2019