Z Polonnaruwy kierujemy się do rezerwatu Minneriya na safari wśród dzikich słoni. Amar załatwia nam jeepa wraz z kierowcą, po czym wjeżdżamy na teren parku. Jest czadowo, bo w jeepie ściągany jest dach, więc można jechać na stojąco i podziwiać florę i faunę. Przełom sierpnia i września to doskonały okres na zwiedzanie tego i okolicznych rezerwatów, bo w porze suchej jezioro znacząco się kurczy, a słonie łączą się w większe stada, tzw zgromadzenia. W ten sposób mamy okazję widzieć spokojnie ponad 100 słoni w jednym miejscu. Przejazd prawie 20km trasy zajmuje około 2 godzin, a auto podjeżdża dość blisko do zwierząt, aczkolwiek widać ostrożność wśród kierowców. Po dojechaniu na właściwą odległość kierowca wrzuca bieg wsteczny by odpowiednio zareagować gdy słoń zechce zaatakować pojazd. Mimo, że było kilkadziesiąt innych jeepów w parku, to mieliśmy też swój czas na tête-à-tête ze słoniem :)
Z rezerwatu wracamy do Dambulli zatrzymując się po drodze na jazdę na słoniu :) Cóż, nasze wyobrażenie tej przygody obejmowało słonia, jakąś dżunglę, mniej czy bardzie wygodne siedzenie/siodło. Ponieważ był to jednak już koniec dnia, to przerywamy słoński, wieczorny posiłek, a słoń godzi się jeszcze nas przewieźć po okolicy. Słoń „kuca” tak, byśmy mogli wdrapać się na jego grzbiet, a następnie na oklep przemierzamy pobliskie pola i brodzimy w rzeczce. Miało być fajnie, a jest jakoś średnio. Kumari, nasza 31-letnia słonica pozwala nam co prawda pogłaskać się – ma śmieszną, taką miękką skórę z drapiącymi włoskami. Ma też czuprynkę i trąbę zionącą ciepłym powietrzem. Ale gdy chodzi, to ruchy jej łopatek i kręgosłupa powodują, lekko mówiąc, dyskomfort w okolicach naszych tyłków :) Pozycja na oklep powoduje, że mamy nogi w pół szpagacie, bo przecież objęcie udami słonia nie należy do najprostszych. Co więcej, jesteśmy jakieś 3-4 metry nad ziemią, buja potwornie, a nas jeszcze pytają czy chcemy „elephant shower”… Patrzymy na rzeczkę – woda koloru brązowego, na wpół wymieszana z gliną – dziękujemy za prysznic :) Jazda trwa około 20 minut, kosztuje horrendalne pieniądze i nie jest spełnieniem planu, jaki sobie postawiliśmy. No może nie było to koszmarne czy coś, teraz cieszymy się, że tego spróbowaliśmy, ale jazda marzeń to to nie była :)