Trzeba przyznać, że Amaya Beach Resort w Pasikudzie daje czadu! Po tygodniu tułaczki to świetne miejsce na odpoczynek. Początkowo nie za bardzo wiem jak mam tu spędzić 3 pełne dni, ale okazuje się nie być to takie trudne. Czas upływa na czytaniu książki, chodzeniu wśród palm i po plaży, pływaniu w basenie czy morzu, a także pływaniu na skuterze wodnym :) W restauracji mamy zapewnione jedynie śniadania i są one na wypasie. Wzbudzam ogólne zainteresowanie wśród obsługi, bo jako jedyny z innych, europejskich turystów jem rękoma – w końcu jestem na Sri Lance i jest to powszechne. Później zresztą zauważam, że lokalni lokatorzy hotelu też jedzą rękoma, więc nie byłem opuszczony :) Innych posiłków nie jemy tu, bo ceny z karty nie dość, że są na poziomie cen wrocławskich knajp w samym rynku, to jeszcze trzeba doliczyć do nich dodatkowe 25% (VAT i opłata serwisowa). To samo zresztą z drinkami – upojony pobytem tracę przelicznik i stwierdzam, że drink z araku za Rs1000 jest w doskonałej cenie… więc wziąłem 2 i idę z nim pod palmę. Żona uświadamia mnie jednak, że Rs1000 to 30 zł! Za sztukę! Rozbój w biały dzień!
Jeszcze tego samego dnia dzwonię do tuk tukarza, co nas przywiózł do hotelu i sprzedaję mu pomysł, że chcę kupić alkohol :) Przyjeżdża więc po nas, zabiera do monopolowego, następnie po przekąski, po zapitkę, no i po kartki pocztowe, bo po drinkach najlepiej się je wypisuje :) Zresztą kolejnego dnia znów go wzywamy, bo przecież nie samym arakiem człowiek żyje :) Zabiera nas do lokalnej knajpy, gdzie jemy świetny smażony ryż z warzywami oraz siekany makaron z kurczakiem. Do tego świeżo wyciskane soki z … no właśnie, nie wspomniałem o świeżych sokach i smoothie! Właściwie każdego dnia podczas pobytu na Sri Lance spożywamy soki lub smoothie owocowe. Mango czy arbuz to nic wyszukanego, ale już awokado jest czymś nietypowym. Hitem sezonu okazuje się jednak „drzewo-jabłko”. To oczywiście moje wolne tłumaczenie – nazywa się to woodapple, po „polsku” to … feronia słoniowa :) Cytując wikipedię owoce to: „(…) duże jagody, z grubą, bardzo twardą łupiną(…). Miąższ czerwony do brązowego, o konsystencji twarogu, słodko-kwaśny i aromatyczny, zawiera wiele nasion.”. Właściwie to był głównie kwaśny :) Jedliśmy go raz czy drugi na surowo – dla mnie w smaku super, ale wielu mógłby wykręcić twarz niczym cytryna :) By wykonać 0,5 lira smoothie potrzeba 2-3 owoce, odrobinę mleka kokosowego, wodę oraz … kilka łyżek cukru :) Był tak rewelacyjny, że jak nie mogłem znaleźć świeżego soku, to kupowałem gotowy napój w butelce w sklepie.
Tak czy siak pobyt w Pasikudzie pozwolił nam odpocząć i stwierdzić… że chyba nie powinniśmy jeszcze wracać. Nic złego do tej pory się nie wydarzyło: wycieczka idzie zgodnie z planem, jest przyjaźnie, a my jesteśmy zdrowi. Po co wracać? No niestety… kiedyś trzeba.