Wczoraj muzeum kolei, dziś pociąg jako żywy jest cały nasz. O trasie kolejowej z kandy do Nuwara Eliya krążą legendy, że jest to jedna z najpiękniejszych tras kolejowych na świecie. Jest też oczywiście dość turystycznie oblegana, więc jeszcze z Polski stwierdziłem, że zarezerwuje bilety. Jakież było moje zdziwienie jak na 2 tygodnie przed planowaną podróżą jedyne miejsce jakie mogłem zarezerwować były w 3ciej klasie! Poszczególne klasy w wagonach różnią się następująco:
- Klasa 1 – siedzenia typu podwójna ławeczka z podłokietnikiem, ułożone rzędami w kierunku jazdy, wagon klimatyzowany, duże okna widokowe.
- Klasa 2 – niemalże jak pierwsza, tylko brak klimy.
- Klasa 3 – niemalże jak druga, tylko siedzenia są naprzemiennie odwrócone do siebie (widzisz pasażera naprzeciw), z jednej strony ławki są 2osobowe, z drugiej 3osobowe, klimy nadal brak.
Ładnie… no tragedia… jak ja teraz żonie wytłumaczę, że będzie musiała spędzić 4h w pociągu bez klimy i na ciasnym siedzeniu w nie wiadomo jakim towarzystwie? Nie ma za bardzo wyjścia, bo ta przejażdżka jest na mojej liście na samym szczycie, więc liczę, że jakoś to będzie.
Udajemy się na stację kolejową. Bawi nas rozkład jazdy – pamięta chyba jeszcze pierwsze pociągi, bo kierunki, numery peronów były nakładane w formie drewnianych tabliczek na wieszaki, a godziny odjazdów ustawiało się na zegarku obok opisu kierunku. Ot taki zabytek. Nasz pociąg miał być o 11:10, przy czym zalicza kurtuazyjne, 15 minutowe spóźnienie. Wagonów jest z 10, więc z pomocą konduktora odszukujemy nasz wagon. Jest w nim już pełno ludzi, ale o dziwo nasze miejsca są wolne. Zasiadamy na ławeczce 3osobowej, ruszamy. Nie mija 15 minut otrzymujemy od pasażera naprzeciw zestaw standardowych pytań o pochodzenie, wiek, czas podróży. Po usłyszeniu, że Polska graniczy z Niemcami zaskoczył nas jednym nietypowym pytaniem: „co myślimy o Adolfie Hitlerze”… cóż ucięliśmy szybko temat, ale to była chyba tylko próba okazania wszechstronności naszego rozmówcy. Kamal ma 30 lat, jest doradzą ubezpieczeniowym. Wraz z rodziną (matki, wujki, kuzyni, bracia, bo sam jest singlem) jadą do Badulli na weekend pozwiedzać kraj. Nasze cukirki idą w ruch przez co zyskujemy kolejną rzeszę fanów. Nie mija kolejnych 5 minut w wagonie odnajduje się jakiś bębenek. Zaczynają się śpiewy i zabawa, ot taki folklor. Klaskamy i bawimy się wraz ze wszystkimi…do czasu aż pada propozycja byśmy zaśpiewali jakąś polską piosenkę. Cóż… nie mam z tym problemu więc śpiewam piosenkę o królewnie, co jej grajkowi jajka uciąć chcieli (niezbyt mądra, ale jakoś wszystkie normalne tytuły wypadły mi z głowy). Oczywiście rytm piosenki zostaje mi wyklaskany i wybębenkowany, a mego śpiewu słuchają nie tylko najbliżsi podróżni, ale też Ci z innych przedziałów ;) Z kolei przy kolejnej, iście polskiej piosence o sokołach, wszyscy ostro śpiewają ze mną HEJ! Zabawa na całego!
W przerwach między śpiewaniem wstaję czasem powyglądać za drzwi wagonu – nie ma tu obowiązku zamykania drzwi, a konduktor nie ma nic naprzeciw by wychylać się i podziwiać krajobraz. Realizuję jedno ze swoich kolejowych marzeń – jest WSPANIALE! Wracając na siedzenie zostają zaproszony do „starszyzny” przedziałowej, gdzie dostaję 2 szybkie szoty araku :) W łaski w końcu trzeba się wkupić. Wracam po chwili do żony i widze, że wszyscy robią sobie z nią zdjęcia (ups ), za to ja z kolei sprzedaję jej informację o arakowych biesiadnikach: ten jest przewodnikiem lokalnym, a ten robi zdjęcia ślubne, a tamten jeszcze coś. Za chwilę znów gra bębenek, znów ktoś tańczy… Jest pięknie, tego nie ma w innych klasach wagonów! Ba, tego nie ma w całym pociągu – inni biali turyście wpadają tu na chwilę zobaczyć co się dzieje, czemu nasza sekcja wagonu tak przyjemnie hałasuje.
Te 4h w pociągu mijają nam strasznie szybko – mamy w końcu doborowe towarzystwo. Co więcej, zostajemy poczęstowani obiadem – zwyczajny rice & curry… ale w podróży jakże smaczny. Wysidamy w Nanu Oya żegnając się ze wszystkimi i robiąc ostatnie, pamiątkowe zdjęcia. Szybko przypominam sobie, że trzeba tu poszukać kogoś kto zawiezie nas do Nuwara Elia (15 km). Szczerze mówiąc znów przyjaźni ludzie wychodzą nam naprzeciw. Zaczepia nas młody człowiek i mówi, że wiózł dokumenty do posłania pocztą konduktorską i wraca do Ella przez Nuwarę, więc jakbyśmy chcieli, to nas może podrzucić za niewielką opłatą. Ta opłata jest niższa niż w rzeczywistości LP opisuje, więc pozytywnie zdziwieni wsiadamy z Ranishką do jego Toyoty.
Po 20 minutach jesteśmy w home stayu. Jest dość chłodno – około 17 stopni, deszcz siąpi. Nasz pokój wykończony drewnianą boazerią przypomina typowy górski pensjonat. Idziemy spać, jutro wczesna pobudka.