Lecąc do Lizbony w samolocie słyszymy, ze "(...)today is really foggy in Lisbon", ale nie spodziewamy się ze gdy zza mgły zaczyna być cokolwiek widać, to będzie to już tylko płyta lotniska. Warunki pogodowe kiepskie, aż dziw, ze samolot lądował, bo nie widać nic na dalej niż na 100 metrów. Żeby witać nas taką pogodą???
Cóż, meldujemy się w hotelu Lisbon Arsenal Suites i ruszamy zwiedzać, rozpoczynając od dzielnicy Belem. Szybka przeprawa kolejką miejską i już za chwile jesteśmy pod pomnikiem odkrywców. Ciągle jest mgliście, mało sprzyjająca pogoda do zdjęć. Nie mniej staramy się odnaleźć na pomniku Henryka Żeglarza, Vasco da Gammę czy Ferdynanda Magellana. Co więcej dziś jest tu też sporo ludzi, a to za sprawa darmowego wejścia do muzeów (pierwsza niedziela miesiąca). Oszczędzamy na tym z 20 Euro na osobę, ale za to w pewnym ścisku zwiedzamy Klasztor Hieronimów oraz Muzeum Morskie. To ostatnie dość ciekawe, zwłaszcza, ze Portugalia to przecież kraj niegdyś żeglarski. W muzeum są i modele dawnych statków, i ubiory marynarzy, jak i rzeźby znanych, morskich osobistości. Przekrój dat jest dość spory, bo są tu i eksponaty rodem z wyprawy Vasco da Gammy czy rekwizyty z okresu 2 wojny światowej. Największe wrażanie robi chyba na nas model odrestaurowanej kajuty królewskiej - niezły przepych. Na koniec jest też ogromna hala z łodziami i barkami królewskimi, które były niegdyś w użytku.
Będąc w Belem mieliśmy tez spróbować sławnych ciastek nata w kawiarni Pasteis de Belem, ale kolejka do tych tradycyjnych wyrobów liczyła kilkaset osób. Trudno, jak nie tu, to spróbujemy je później...i to nie długo później. Wieczorem idziemy jeszcze na spacer po starym mieście i trafiamy do cukierni, gdzie na ladę trafiają gorące, świeżo upieczone pastel de nata. Nie ma co ukrywać, ze to ciastko z ciasta francuskiego z budyniową masą i cynamonem jest naprawdę pyszne, zwłaszcza do kawy
W kolejnych 2 dniach pogoda jest już lepsza. Jest z 18-20 stopni, czasem pojawia się słonce, ale nie ma już na szczęście mgły. Zaliczamy kolejne 2 muzea. Jedno to muzeum sztuki im. Calouste Gulbenkian gdzie zgromadzono eksponaty z różnych regionów świata, ale najbardziej okazała jest kolekcja Europejska z dziełami Rembranta, Moneta czy Rubensa. Drugie to Muzeum Narodowe... kafli... no dobra, ceramiki ;). W Portugalii dość często zdobiło się mury jak i wnętrza budynków białymi kafelkami (azulejos), na których ręcznie malowano symbole, szlaczki czy tez cale sceny. Trzeba przyznać, ze kościół zdobiony taka ceramika oraz malunkami to niecodzienny widok.
Z innych atrakcji Lizbony - na pewno warto wybrać się na spacer po starym mieście, zobaczyć kościoły, np klasztor karmelitów, który w 1755 r stracił dach w wyniku trzęsienia ziemi. Odwiedzamy również akwarium miejskie.
Symbolem Lizbony są jednak żółte tramwaje. Przechadzając się po uliczkach starego miasto nie omijamy wycieczki linia 28. Ten mały pojazd zwinnie pokonuje wąskie uliczki, a strome zjazdy i podjazdy nie stanowią dla niego problemu. Nie mniej znana jest winda Elevadore di Santa Justa. To jedna z 4 wind w Lizbonie, które, co ciekawe, wpięte są w system transportu miejskiego. Ich cel jest prosty - dowieźć ludzi tam gdzie chcą :), a że Ci chcą jechać kilka pięter w górę do wyżej położonych uliczek to cóż... Gdzie tramwaj nie może, tam windę pośle :)