Madera jest znana głównie z hoteli, w których wakacjują i wygrzewają się przylatujący tu bądź przypływający w ramach rejsu turyści. My podróżujemy trochę inaczej – chcemy zobaczyć trochę wyspiarskiej flory i fauny, dlatego kolejnego dnia ruszamy w podróż autem. Wpierw dojeżdżamy do Monte by zwiedzić ogród orientalny. Według niektórych rankingów ten ogród botaniczny mieści się w pierwszej 10tce najpiękniejszych na świecie. Faktycznie jest tu ciekawie - jest wiele szerszych czy węższych alejek, są ciekawe okazy roślin, w tym paproci olbrzymich. Umieszczono też tu elementy sztuki Azji wschodniej, ale również tak popularna w Portugalii ręcznie malowaną ceramikę (azulejos). Nie mniej dojazd do ogrodu to dawka sporej adrenaliny. Można tu dotrzeć kolejka linową... można autobusem... a my wjeżdżamy tu autem, przy czym ostatnie 5 km wjeżdżamy na 2gim biegu, czasem na 1szym – takie tu są przewyższenia! Nasz Renault Clio daje radę, choć jest potwornie stromo i wąsko, a w żołądku ma się uczucie jakby się jechało rollercoasterem.
Jakby tego było mało, kolejny punkt podroży to szczyt Pico de Arieiro, na który można również wjechać autem. To 1820 metrów n.p.m i jedynie 18 km drogi od linii brzegowej! Mimo krętych dróżek udaje się nam dojechać. Wysiadamy i przechodzimy po okolicach wzdłuż szlaku na Pico Ruivo. Cały szlak to ponad 7km drogi w jedna stronę - to osobna, całodniowa wyprawa.
Z Pico de Arieiro mamy w planie jechać zobaczyć lewady (maderskie akwedukty), lecz w drodze do nich odpuszczamy, gdyż robi się już późno (ciemno). Jedziemy za to zobaczyć 4ty co do wysokości klif świata Cabo Girao... 580 m.n.p.m! To wyżej niż punkt widokowy na Burj Khalifa w Emiratach. Co więcej jakieś geniusze wymyślili sobie, ze część tarasu widokowego na szczycie zrobią ze szklana podłogą. Wrażenie warte odczucia, miejsce warte wizyty!!!
Wracamy do Funchal, zrobiliśmy 100km autem, a jesteśmy padnięci jakbyśmy zrobili ich 1000. To efekt górskich dróg - zasłużyliśmy wiec na posiłek! Kuchnia Madery to oczywiście głownie ryby i owoce morza. Jednego dnia próbujemy wiec talerza specjalności, wliczając w to krewetki, kalmary, kawałki ryby, małże i langustę. Był tez chlebek wyrabiany z ciasta z dodatkiem ziemniaków oraz lokalny twarożek. W innym natomiast zamawiamy danie polecane przez przewodnik: Espada, czyli filet rybny z bananami. To naprawdę pyszna sprawa, a kropką nad „i” było lokalne piwo Coral.
Przez 2 pełne dni udaje nam się zobaczyć jedynie parę zakątków Madery. Pozostaje niedosyt zwłaszcza górskiego wędrowania. Nie widzieliśmy lewad, ani basenów naturalnych w Porto Moniz. Kolejne miejsce warte ponownego odwiedzenia... może za jakiś czas. Ruszamy do stolicy Portugalii!!!