Wycieczkę zaczynamy od Funchal na Maderze, gdzie dostajemy się w 12 godzin wliczając przejazd autem z Wrocławia do Berlina i 2 samoloty z przesiadka w Lizbonie. Jest godzina 21, ciemno, bo to zima... tylko temperatura jakaś wyższa... spokojne 18 stopni. Wynajmujemy auto by już po chwili zrozumieć, że jazda nim po wąskich i stromych ulicach Madery nie należy do sielanki. Choć autostrada to właściwie proste drogi i tunele, to jednak po zjechaniu z niej od razu można zamykać oczy na widok przechyleń na drodze. Co ciekawe, jak na wcale nie poźną porę, to jest tu strasznie pusto - w drodze do hotelu mijamy zaledwie parę aut.
Hotel de Carmo - nasza noclegownia, jest położony w centrum Funchal. Próbuję jeszcze po 22 znaleźć jakiś otwarty sklep bądź bar by zaspokoić całodzienny głód z podroży. Jest to jednak ciężkie, bo na mieście pusto. Rzutem na taśmę przed zamknięciem jednego baru zamawiam dla nas bulkę z pieczonymi kawałkami wieprzowiny. Brakuje w niej jakiegoś sosu, ale ogólnie całkiem smaczna.
Kolejny dzień przeznaczamy na zwiedzanie samego Funchal. Przechadzamy się handlowymi uliczkami i obserwujemy pracujących w pospiechu robotników drogowych, montujących świąteczne iluminacje. Ponoć cale miasto co roku jest pięknie wystrajane, a dokładnie 6go grudnia następuje włączenie wszystkich lampek (akurat gdy nas już tu nie będzie). Nie mniej światełka są wszędzie: na lampach drogowych, pomiędzy budynkami, na pomnikach, sztucznych choinkach, na drzewach, a nawet na palmach. Tylko po co, skoro jest 23 stopnie? Nie da się świętować w takiej temperaturze!
Przechadzamy się wzdłuż nabrzeża, siadamy na kawie w marinie... kurczę.... ale oni robią PYSZNA kawę!!! Aromatyczna, gorzkawa i zero kwasowości!!! Oczywiście zaliczamy też sklep by zaopatrzyć się w tutejsze specjały:
• poncha (napój alkoholowy z trzciny cukrowej, miodu i cytryny, względnie pomarańczy lub marakuja),
• bolo del mel (ciasto piernikowe z miodem z dodatkiem melasy i bakalii)
• butelkę wina Madera
O winie typu Madera warto napisać ciut więcej. Mieliśmy bowiem okazje zwiedzić winiarnie Brandy's, gdzie opowiedziano nam w jaki to nietypowy charakter powstaje Madera. Ogólnie jest to wino wzmacniane i osiąga moc od 18 do 22% alkoholu. Czysty spirytus jest dodawany do kadzi by zakończyć fermentację. Następnie wino jest zlewane do beczek (zawsze starych, nowych się nie produkuje) i pozostawia na dojrzewanie... w ciepłych pomieszczeniach. Wino Madera zostało ponoć odkryte przypadkiem, gdy dawno temu statek przewoził trunek z wyspy do Europy i przypadkiem pozostawiono jedna beczkę na statku. Beczka ta przeleżała cała drogę na słońcu, a gdy po dotarciu z powrotem na Maderę spróbowano wina - okazało się, że ma zupełnie inny smak. Od tego czasu proces próbuje się powtarzać poprzez leżakowanie wina w beczkach w pomieszczeniach, gdzie temperatura sięga latem ponad 40 stopni. Czas leżakowania to okres od 3 do 20 lat. Oczywiście są też wersje koneserskie – istnieje nawet beczka z trunkiem z 1920 roku, gdzie butelka kosztuje 650 Euro. Co ciekawe, wino Madera nie pracuje w butelkach, co oznacza, ze po zlaniu wino nie starzeje się i 20letnia Madera pozostaje 20 letnia... i do tego się nie psuje – zupełnie jak whisky ;)