Geoblog.pl    qualo    Podróże    Ktoś obrócił polską flagę na drugiej półkuli!!!    Yogyakarta i Prambanan
Zwiń mapę
2015
31
maj

Yogyakarta i Prambanan

 
Indonezja
Indonezja, Yogyakarta
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 428 km
 
Coś lub ktoś musiało nas wysłuchać, bo udało się. JEST LEPIEJ i to już od samego lotniska w Yogyakarcie. Nie ma już problemu z dostaniem się do hotelu, bo zaraz za wyjściem z terminala znajdujemy kulturalne okienko z taksówkami z fixe proces. Ogólnie podchodzi się, mówi gdzie chce jechać, płaci się za przejazd (w naszym przypadku 80k IDR, czyli 24 zł, za pół godziny jazdy), dostaje się bilet z numerem taksówki, która wiezie nas na ustalone miejsce.

W Dżogdży spędzamy następne 2 i pół dnia. Jeszcze w niedzielę wieczór zostajemy zabrani na świątynię Prambanan na występ artystyczny Ramayana Balley. Widowisko zrealizowane z dużym rozmachem, posiada akredytację indonezyjskiego ministerstwa kultury, opowiada o Ramie i Shintcie (taki Romeo i Julia w wydaniu azjatyckim). Całość utrzymana jest w formie barwnego przedstawienia tanecznego, w którym występuje ponad 200 osób. Scena jest umiejscowiona pod gołym niebem, na tle oświetlonych wież świątyni Prambanan. Sztuka jest śpiewana, a zamiast narratora są ekrany z napisami, które podobnie jak w operze opisują co w danym momencie dzieje się na scenie. Stroje są barwne, a w całość uświetnia muzyka grana na żywo przez orkiestrę. Z jednej strony chce się oglądać, ale z drugiej… trwa to 2 godziny i w połowie dopadła mnie senność :) Zdjęcia i filmik z tego przedstawienia można znaleźć 2 rozdziały dalej :)

Na kolejny dzień zaplanowane mamy odespanie drogi (a w moim przypadku również podkurowanie przeziębienia). Z hotelu ruszamy o 14:30 na wycieczkę "Kulinaria Indonezji". Przed wejściem czeka juz na nas dwójka młodych Indonezyjczyków. Dają nam kaski, wsadzają na skutery… Będą naszymi kierowcami i przewodnikami jednocześnie.

Gdy tylko ruszamy, zaczyna padać ostry deszcz wiec do pierwszej knajpy wpadamy całkowicie mokrzy. Tu mam okazje przygotować swój własny posiłek o nazwie Gado Gado. Na wielkim moździerzu ucieram czosnek, szalotke, jakies 2 przyprawy, orzeszki ziemne i cukier trzcinowy. Ponoć idzie mi całkiem nieźle, ale ręka kurcze zaczyna mnie boleć. Ten element ubijający w moździerzu ważył chyba z kilogram lub więcej. Na koniec mieszam wszystko z kapusta, pomidorem, ogórkiem i smażonym tofu, dosypuje chrupek ryżowych i voila - można szamać! To jednak tylko 1 z 5 posiłków zaplanowanych na dziś.

W drugiej kolejności pędzimy skuterkami do fabryki ciastek, gdzie mamy okazję zobaczyć jak te ciastka są wypiekane. Choć w sumie wypiekanie nie jest najważniejsze. Najciekawiej wygląda hala, a nawet kilka hal, gdzie siedzą mężczyźni i kobiety i wypełniają ciastka różnym z nadzieniem: z groszku, sera, ananasa czy czekolady. Takie ciastka daje się ponoć jako prezent na urodziny czy czyjeś uroczystości.

Z cukierni przedostajemy się na uliczny stragan, w którym sprzedawane są słone, ostre i słodkie przekąski. Próbując kolejnych smakołyków dowiadujemy sie, że o dziwo Indonezyjczycy wcale w domu za dużo nie gotują. Dlatego tak często jedzą na ulicy, a przy okazji zaspokajają potrzeby socjalne - po prostu ze sobą rozmawiają podczas posiłków w knajpach. Jak idą z kolei w gości, to dobrym pomysłem jest zabranie ze sobą właśnie ulicznych przekąsek.

Jakby nasze brzuchy miały mało, trafiamy w dalszej kolejności do baru z „daniami mięsnymi”. Są tu dania z kurczaka, w tym z łąpek i podrobów, jak również długo gotowana skora wolowa. Próbujemy tych smakołyków popijając gorącą herbatą z kilkoma łyżeczkami cukru – taki tu mają zwyczaj, który z kolei wpływa na wysoki poziom zachorowań na cukrzycę. Jawajskie dania (i napoje) są słodkie, a nie ostre! Jedynym ostrym akcentem wieczoru był ostatni posiłek, który okazał się hitem całego wyjazdu - straganik z zupką Ronde! Jest to gorący, imbirowy wywar z wkładem żelków, ryżowych kulek i prażonych orzeszków ziemnych. Zupka ma działanie rozgrzewające, a ponieważ Indonezja to kraj muzułmański, więc jest często traktowana jako zamiennik piwa. Naprawdę jest czadowa w smaku, a dodatkowo sposób jej spożywania (na dywaniku wyłożonym na zielonym placyku w centrum Yogyakarty) na długo pozostawi miłe chwile w pamięci.

Na koniec wycieczki dowiadujemy się, że wszystkie miejsca, jakie odwiedziliśmy tego wieczoru, są swego rodzaju kultowe. W każdym z nich przygotowywano posiłki tradycyjnie (byliśmy w kuchniach, które sanepid nie dopuścił by do użytku), a same te restauracyjki czy posiłki stanowią ważne miejsca na kulinarnej mapie Yogyakarty. Indonezyjczycy zwiedzając swój kraj kładą duży nacisk na smakowanie lokalnych dań. To była czadowa wycieczka, a fakt, ze przemieszczaliśmy sie na skuterach pozwolił lepiej poczuć tutejszy klimat.

W kolejnym dniu jedziemy odwiedzić hinduistyczna świątynię Prambanan (tą samą, którą widzieliśmy podczas baletu Ramayan). To jedna z najwyższych hinduistycznych świątyń na świecie. Żar leje sie z nieba, ale i tak po obiekcie kręci się sporo ludzi, bo 2 czerwca okazał się być dniem wolnym w Indonezji. Okazuje sie, ze mimo całej okazałości i mistyczności tego miejsca, to właśnie my stanowimy główny punkt zainteresowania lokalnych ludzi i obiekt do fotografowania. Co chwilę ktoś prosi nas o asystę przy zdjęciu. Fotki robili sobie z nami zarówno dzieci, jak i dorośli, turyści i lokalni. Co jednak ciekawe (i dotąd przez nas niespotykane), niektóre dzieciaki proszą nas o poświęceni paru minut na rozmowę by z jednej strony poćwiczyć angielski, a z drugiej by dowiedzieć się czegoś o naszym kraju. Odbywamy kilka takich rozmów, opowiadając gdzie leży Polska, jak ona wygląda, czemu nasza flaga jest odwrócona względem ich flagi, jaką mamy pogodę, jak wygląda zima, jakie mamy góry i jak po polsku wymawia sie "jak sie masz" czy inne słowa. To było bardzo mile i tylko w niewielkim stopniu natarczywe. Szczerze mówiąc jakoś specjalnie nam to nie przeszkadzało, a wręcz byliśmy zaskoczeni, ze będąc kilku, maks kilkunastoletnim dzieckiem można chcieć czegoś więcej niż wpatrywanie sie w swego smartfona.

Po obejściu Prambanan udajemy sie do miejscowości Borobudur (jakieś 50 km od Yogyakarty). W związku z dzisiejszym świętem i możliwymi utrudnieniami w dostaniu sie na miejsce autobusem, jedziemy na miejsce z prywatnym kierowcą (całość trasy za ten dzień to 615k IDR, czyli 180 zł, bez biletów wstępu do Prambanam, które kosztowały 250k IDR za osobę).
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (63)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Multimedia (2)
  • rozmiar: 0,00 B  |  dodano
     
  • rozmiar: 0,00 B  |  dodano
     
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 16.5% świata (33 państwa)
Zasoby: 255 wpisów255 14 komentarzy14 4392 zdjęcia4392 60 plików multimedialnych60
 
Nasze podróżewięcej
25.09.2019 - 04.10.2019
 
 
24.09.2019 - 24.09.2019
 
 
02.05.2019 - 10.05.2019