Coś lub ktoś musiało nas wysłuchać, bo udało się. JEST LEPIEJ i to już od samego lotniska w Yogyakarcie. Nie ma już problemu z dostaniem się do hotelu, bo zaraz za wyjściem z terminala znajdujemy kulturalne okienko z taksówkami z fixe proces. Ogólnie podchodzi się, mówi gdzie chce jechać, płaci się za przejazd (w naszym przypadku 80k IDR, czyli 24 zł, za pół godziny jazdy), dostaje się bilet z numerem taksówki, która wiezie nas na ustalone miejsce.
W Dżogdży spędzamy następne 2 i pół dnia. Jeszcze w niedzielę wieczór zostajemy zabrani na świątynię Prambanan na występ artystyczny Ramayana Balley. Widowisko zrealizowane z dużym rozmachem, posiada akredytację indonezyjskiego ministerstwa kultury, opowiada o Ramie i Shintcie (taki Romeo i Julia w wydaniu azjatyckim). Całość utrzymana jest w formie barwnego przedstawienia tanecznego, w którym występuje ponad 200 osób. Scena jest umiejscowiona pod gołym niebem, na tle oświetlonych wież świątyni Prambanan. Sztuka jest śpiewana, a zamiast narratora są ekrany z napisami, które podobnie jak w operze opisują co w danym momencie dzieje się na scenie. Stroje są barwne, a w całość uświetnia muzyka grana na żywo przez orkiestrę. Z jednej strony chce się oglądać, ale z drugiej… trwa to 2 godziny i w połowie dopadła mnie senność :) Zdjęcia i filmik z tego przedstawienia można znaleźć 2 rozdziały dalej :)
Na kolejny dzień zaplanowane mamy odespanie drogi (a w moim przypadku również podkurowanie przeziębienia). Z hotelu ruszamy o 14:30 na wycieczkę "Kulinaria Indonezji". Przed wejściem czeka juz na nas dwójka młodych Indonezyjczyków. Dają nam kaski, wsadzają na skutery… Będą naszymi kierowcami i przewodnikami jednocześnie.
Gdy tylko ruszamy, zaczyna padać ostry deszcz wiec do pierwszej knajpy wpadamy całkowicie mokrzy. Tu mam okazje przygotować swój własny posiłek o nazwie Gado Gado. Na wielkim moździerzu ucieram czosnek, szalotke, jakies 2 przyprawy, orzeszki ziemne i cukier trzcinowy. Ponoć idzie mi całkiem nieźle, ale ręka kurcze zaczyna mnie boleć. Ten element ubijający w moździerzu ważył chyba z kilogram lub więcej. Na koniec mieszam wszystko z kapusta, pomidorem, ogórkiem i smażonym tofu, dosypuje chrupek ryżowych i voila - można szamać! To jednak tylko 1 z 5 posiłków zaplanowanych na dziś.
W drugiej kolejności pędzimy skuterkami do fabryki ciastek, gdzie mamy okazję zobaczyć jak te ciastka są wypiekane. Choć w sumie wypiekanie nie jest najważniejsze. Najciekawiej wygląda hala, a nawet kilka hal, gdzie siedzą mężczyźni i kobiety i wypełniają ciastka różnym z nadzieniem: z groszku, sera, ananasa czy czekolady. Takie ciastka daje się ponoć jako prezent na urodziny czy czyjeś uroczystości.
Z cukierni przedostajemy się na uliczny stragan, w którym sprzedawane są słone, ostre i słodkie przekąski. Próbując kolejnych smakołyków dowiadujemy sie, że o dziwo Indonezyjczycy wcale w domu za dużo nie gotują. Dlatego tak często jedzą na ulicy, a przy okazji zaspokajają potrzeby socjalne - po prostu ze sobą rozmawiają podczas posiłków w knajpach. Jak idą z kolei w gości, to dobrym pomysłem jest zabranie ze sobą właśnie ulicznych przekąsek.
Jakby nasze brzuchy miały mało, trafiamy w dalszej kolejności do baru z „daniami mięsnymi”. Są tu dania z kurczaka, w tym z łąpek i podrobów, jak również długo gotowana skora wolowa. Próbujemy tych smakołyków popijając gorącą herbatą z kilkoma łyżeczkami cukru – taki tu mają zwyczaj, który z kolei wpływa na wysoki poziom zachorowań na cukrzycę. Jawajskie dania (i napoje) są słodkie, a nie ostre! Jedynym ostrym akcentem wieczoru był ostatni posiłek, który okazał się hitem całego wyjazdu - straganik z zupką Ronde! Jest to gorący, imbirowy wywar z wkładem żelków, ryżowych kulek i prażonych orzeszków ziemnych. Zupka ma działanie rozgrzewające, a ponieważ Indonezja to kraj muzułmański, więc jest często traktowana jako zamiennik piwa. Naprawdę jest czadowa w smaku, a dodatkowo sposób jej spożywania (na dywaniku wyłożonym na zielonym placyku w centrum Yogyakarty) na długo pozostawi miłe chwile w pamięci.
Na koniec wycieczki dowiadujemy się, że wszystkie miejsca, jakie odwiedziliśmy tego wieczoru, są swego rodzaju kultowe. W każdym z nich przygotowywano posiłki tradycyjnie (byliśmy w kuchniach, które sanepid nie dopuścił by do użytku), a same te restauracyjki czy posiłki stanowią ważne miejsca na kulinarnej mapie Yogyakarty. Indonezyjczycy zwiedzając swój kraj kładą duży nacisk na smakowanie lokalnych dań. To była czadowa wycieczka, a fakt, ze przemieszczaliśmy sie na skuterach pozwolił lepiej poczuć tutejszy klimat.
W kolejnym dniu jedziemy odwiedzić hinduistyczna świątynię Prambanan (tą samą, którą widzieliśmy podczas baletu Ramayan). To jedna z najwyższych hinduistycznych świątyń na świecie. Żar leje sie z nieba, ale i tak po obiekcie kręci się sporo ludzi, bo 2 czerwca okazał się być dniem wolnym w Indonezji. Okazuje sie, ze mimo całej okazałości i mistyczności tego miejsca, to właśnie my stanowimy główny punkt zainteresowania lokalnych ludzi i obiekt do fotografowania. Co chwilę ktoś prosi nas o asystę przy zdjęciu. Fotki robili sobie z nami zarówno dzieci, jak i dorośli, turyści i lokalni. Co jednak ciekawe (i dotąd przez nas niespotykane), niektóre dzieciaki proszą nas o poświęceni paru minut na rozmowę by z jednej strony poćwiczyć angielski, a z drugiej by dowiedzieć się czegoś o naszym kraju. Odbywamy kilka takich rozmów, opowiadając gdzie leży Polska, jak ona wygląda, czemu nasza flaga jest odwrócona względem ich flagi, jaką mamy pogodę, jak wygląda zima, jakie mamy góry i jak po polsku wymawia sie "jak sie masz" czy inne słowa. To było bardzo mile i tylko w niewielkim stopniu natarczywe. Szczerze mówiąc jakoś specjalnie nam to nie przeszkadzało, a wręcz byliśmy zaskoczeni, ze będąc kilku, maks kilkunastoletnim dzieckiem można chcieć czegoś więcej niż wpatrywanie sie w swego smartfona.
Po obejściu Prambanan udajemy sie do miejscowości Borobudur (jakieś 50 km od Yogyakarty). W związku z dzisiejszym świętem i możliwymi utrudnieniami w dostaniu sie na miejsce autobusem, jedziemy na miejsce z prywatnym kierowcą (całość trasy za ten dzień to 615k IDR, czyli 180 zł, bez biletów wstępu do Prambanam, które kosztowały 250k IDR za osobę).