Z Trafalgar's square udajemy się przez Oxford Street do hotelu. O samym Oxford Street będzie trochę na kolejnej stronie, a tymczasem po krótkiej drzemce w hotelu wychodzimy na nocny jarmark świąteczny, który Anglicy stawiają w Hyde Parku. Wygląda to dość okazale i mimo wieczorowej pory wali tu tłum ludzi! Jest na tyle tłoczno, że obsługa, mimo braku opłat za wstęp, kolejkuje ludzi i wpuszcza ich dopiero wtedy, gdy odpowiednia ilość osób teren wpierw opuści (to się chwali).
Co by nie mówić, to całkiem inne jarmarki niż mamy we Wrocławiu, niż widzieliśmy wcześniej w Dreźnie czy Pradze. Tu przede wszystkim rządzi LUNAPARK! Dziesiątki karuzel, salonów luster, śmiechu czy strachu, rollercoastery! Jest też cyrk i ogromne lodowisko! Do tego masa punktów spożywczych i (a jakże) alkoholowych. Jak przystało na Wielką Brytanię, czas kupić coś lokalnego... Co jednak mozna kupić lokalnego na "niemieckim" jarmarku? Bratwursty! Świat jest niesamowity... Lecąc pół roku temu z Drezna nie udało nam się kupić wursta na lotnisku, a tu, będąc na jarkarku w Londynie, mamy okazję go zjeść!
Spacerujemy po rozległym terenie, ale jakość nie mamy ochoty na karuzele jakiejkolwiek maści. Robi się trochę zimno, a zmęczenie dokucza. Pomaga trochę grzane wino, ale tu ciekawostka - Anglicy nie mają w tradycji picia wina - w straganach podają więc piwo lub częściej drinki.