Z Barcelony przelatujemy do Andaluzji liniami Vueling. Okazało się, że samolot to najtańsza i najszybsza opcja podróży między tymi miastami. Za lot zapłaciliśmy ok 120 zł za osobę (bez bagażu rejestrowanego), a lot trwał 1,5 h + 2 h czasu technicznego na dojazdy i oczekiwanie na lotnisku. Pociąg szybkobieżny AVE jedzie 5 h, lecz koszt to bagatela 500 zł za osobę! W samo południe lądujemy w Sevilli. To małe, spokojne lotnisko, skąd do centrum jeździ autobus
EA Especiale Aeroporto (koszt 4€).
Wysiadamy niedaleku placu Hiszpańskiego (Plaza la Espana). Ponieważ w hotelu zameldować możemy się dopiero po południu, to zwiedzamy plac z plecakiem na plecach :) Tu jest wspaniale, cudowne, odpoczynkowe miejsce. Do tej pory nie wiemy do czego służył budynek tu stojący, lecz jest ogromny i po prostu piękny. Wyszło też słońce, którego nie widzieliśmy od 2 dni. Na środku placu wodą tryska okazała fontanna. W końcu jest wakacyjnie!
Po jakimś pół tysiącu zdjęć udajemy się pieszo do hotelu. Znów wybraliśmy nocleg w centrum - trochę drożej, ale za to wszędzie blisko, co jest o tyle istotne, że zostajemy tu tylko jeden dzień.
Hotel Murillo okazuje się być wspaniałym obiektem. Pięknie położony i wystrojony ze smakiem. Dostajemy nawet vouchery na darmowy welcome drink. To jednak temat na później bo czas zacząć zwiedzanie. Gdy tylko wyszliśmy z hotelu otoczyły nas wąskie uliczki, w których bez reszty można się zagubić. Na pierwszy ogień idzie lokalny Alcazar - a mówiąc po polsku - taki pałac krótko mówiąc, który pamiętał choćby odprawę przed pierwszą wyprawę Magellana dookoła świata. Alcazar to seria pomieszczeń budowanych przez kolejne, panujące tu nacje: chrześcijanie, muzułmani i znów chrześcijanie. Naszą uwagę przyciągają przede wszystkim bogato zdobione na styl arabski mury oraz ogrody. Po Alcazar bogaty w Tapas i wino posiłek (najdroższy do tej pory - 35 € za 2 osoby).
Na wieczór idziemy z kolei na pokaz Flamenco w
La Casa Del Flamenco. Był to pokaz komercyjny, w formie spektaklu odbywającego się w jednym z domów. Widownia to tylko kilkadziesiąt osób - dość kameralnie. W ciągu godziny obejrzeliśmy pokaz trupy artystycznej składającej się z pary tancerzy, gitarzysty i śpiewaka. Występ był zróżnicowany: był występ taneczny pary jak i tańce pojedyncze i tej chica, i tego hombre :). Było śpiewanie jak i samo granie na gitarze. Przyznam szczerze, że wrażenia niesamowite, zwłaszcza występów pojedynczych tancerzy jak i samego gitarzysty. To była naprawdę klasa!!!
Następnego dnia wymeldowaliśmy się z hotelu i ruszyliśmy zwiedzić pozostałe atrakcje. Wpierw
arenę walk byków, gdzie do dziś dzień organizuje się 2 razy w tygodniu prawdziwą corridę (tak, z mało humanitarnym zabijaniem byków). Później rzutem na taśmę zwiedziliśmy największą na świecie (wpisana do Księgi Guinessa)
Katedrę z wieżą Giralda. Naprawdę robiły wrażenie!!! W Katedrze wszystko było niewyobrażalnie ogromne: drzwi, organy, nawy, ołtarz!!! Nic też dziwnego, że w katedrze pochowano Krzysztofa Kolumba - jego krypta, uniesiona w powietrze na rękach 4 kamiennych posągów, doskonale pokazuje jak uczczono wielkiego odkrywcę. Wieża Giralda z kolei okazała się być niegdyś ... meczetem :) W gruncie rzeczy Andaluzja (Al-andalus) przez 500 lat była pod panowaniem arabskim. Niestety Katedrę musieliśmy zwiedzić dość szybkim krokiem gdyż na odległej o 1,5 km stacji czekał już na nas pociąg.
WSKAZÓWKI:Sewilla jest o wiele spokojniejsza od Barcelony - przyjemnie wakacyjna. Nie oznacza to jednak, że nie napotkamy kolejek do głównych atrakcji. O ile do muzeum Areny Walk byków czy do Alcazar bilety dostaniemy od ręki (lub poczekamy max 5 minut), to do Katedry czy na Flamenco warto kupić z wyprzedzeniem. Szkoda po prostu czasu na stanie w kolejkach (do Katedry staliśmy ponad 20 minut).
Centrum Sewilli to wąskie uliczki gdzie nie ma za bardzo gdzie zostawić auta, a koszt parkingu za dobę to 15-20 €.