Na sam już koniec dnia decyduje się (po ciężkich, wewnętrznych walkach) na wizytę w hammamie. Obawiałem się głównie bariery językowej, ale chęć zaliczenia tego elementu podróży była silniejsza. Całkiem niedaleko naszego Ryadu jest publiczny hammam polecany przez Lonely Planet. Jak nic pisze w przewodniku, że wejściówka to 10 dinarów, a skrobanko 40 dinarów. Ja jednak na wejściu pytam ile za wejście, człowiek pokazuje mi monetę 10-dinarową. Ja drobnych nie mam, więc daję mu 100 dinarów. Człowiek oddpowiada
Massage?. Oczywiście potwierdzam, że chcę i czekam na resztę. On popatrzył tylko na mnie, uśmiechnął się i powiedział OK. No cóż... trochę drogi ten masaż, ale niech tam będzie.
Rozebrałem się do naga, po czym dostałem instrukcję
Slip. Domyśliłem się, że chodziło o to bym jednak nałożył slipki, a nie paradował z interesem. Zresztą
slip czy
strip... kto by to rozróżniał ;) Zostałem zaprowadzony do środka przez małe drzwiczki. Wewnątrz było wilgotno, a pomieszczenia były spore. Zostało mi wręczone wiadro, z którego nie za bardzo umiałem korzystać. teraz już wiem, że do wiadra nalewa się samemu wody tworząc mieszankę odpowiednio ciepłej wody. Nie wolno mieszać wiader - wodę nalewa się ze specjalnych wiader stojących przy źródłach. Wszystkie wyglądają tak samo, ale rytuał to rytuał.
Siadam w kącie i czekam na swą kolej. Ze mną na sali jest jeszcze jeden arab co wziął też massage i jest właśnie skrobany, oraz dwóch innych myjących się indywidualnie, proszących się czasem wzajemnie o pomoc w myciu pleców. Informacyjnie - hammamy nie są koedukacyjne. Są przeznaczone dla mężczyzn bądź dla kobiet. Czasem wyznacza się osobne dni czy nawet godziny wejść.
Cierpliwie czekam na swą kolej. W końcu przychodzi starszy człowiek i każe mi przyjąć raz pozycję siedzącą, raz leżącą na brzuchu, raz na plecach. Naciąga mnie wpierw we wszystkie możliwe strony, nie zważając na moje uszkodzone stawy :) Wydaje przy tym dziwny dźwięk... takie dłuuuugie "Szzzziiiiiii...". Następnie bierze rękawicę, która w dotyku jest jak drobnoziarnisty papier ścierny i zaczyna mnie myć. Tu ważne spostrzeżenie - do hammamu przychodzi się z własnym mydłem. Czasem można je nabyć na miejscu. W moim jednak nie było takiej możliwości, więc mój osobisty masażysta skołował jedno. Znów jestem obracany... raz na plecy, raz na brzuch. Przy myciu dolnych partii ciała nagle moja noga ląduje na interesie myjącego mnie człowieka. Raz lewa, raz prawa. I ten dzwięk "Szzzziiiiiiiii...". Na koniec jestem polewany wodą z wiadra, przy czym mój masażysta sam chodzi wodę nabierać i to bynajmniej nie jest właściwe. W hammamie publicznym to myjący załatwia sobie wodę. No nic to, ostatnią instrukcją jaką dostałem jest ta, bym to co mam pod slipkami umył sobie sam. Super... Gościu "possszzzziiiiszował" sobie ze mną, a teraz ja mam skończyć sam... Niezły ten Happy End... Tylko czyj?