Zdarzyło nam się być kilka razy na spływie kajakowym w Polsce, ale to była zawsze mała, wąska rzeczka. Tu przed nami stał Dunaj, a dokładniej jego delta. Obszar geograficzny o średnicy 60 km, objęty ochroną UNESCO, na którym nie ma żadnej drogi asfaltowej. Tu podróżuje się łodziami i z łodzi podziwia się naturę: rozlewiska rzeczne, jeziora, lasy i wszelkiej maści ptactwo z kormoranami i pelikanami włącznie.
Celem naszej wyprawy było wykupienie wycieczki całodziennej na opłynięcie fragmentu delty. Niestety... odległość z Mamai do Tulczy przerosła możliwości szybkiego przemieszczania się mimo, że momentami pędziliśmy 150 km/h (o drogach już pisałem wcześniej :) ). Byliśmy więc zmuszeni wynająć własną łódź z przewodnikiem, co odpowiednio drożej nas kosztowało. No ale po kolei...
Nad brzegiem Dunaju w Tulczy stoi wiele statków i stateczków i jeszcze więcej nagabywaczy. Rozmawiają w każdym języku. Z jednym z nich dobijaliśmy targu nawet po grecku mimo, że w życiu słowa po grecku nie wypowiedziałem :)
Można skorzystać z oferty rejsu większym statkiem (polecam rejsy z
Amatour. Rejsy tego typu kosztują od 70 RON za osobę za 4godzinny rejs. Są też możliwe rejsy całodzienne z obiadem wliczonym w cene, a także wielodniowe z noclegiem na statku.
Alternatywnie można wynająć łódź ze sternikiem. Tu mamy dwie możliwości:
* albo weźmiemy boat'a zwykłego
* albo speed boat
Różnica jedynie jest w prędkości zwiedzania, bo pozostałe parametry jak cena w naszym przypadku nie uległy zmianie.
Wynajęliśmy speed boat ze sternikiem do indywidualnego użytku (w sensie bez innych pasażerów). W ciągu 100 minut gość przewiózł nas na odległość ponad 30 km, pokazując mocno okrojoną wersję delty. Jednak frajda z samej jazdy taką łodzią była dodatkową (jeśli nie największą) atrakcją. Nie ukrywajmy bowiem, że "pyrkanie" wolną motorówką wśród prostych jak strzała rozwidleń rzeki nie jest czymś monotonnym. Troszkę nas to kosztowało (55 Euro za całą łódź) ale było warto!