Pierwszy punkt postojowy w Rumunii. Pozostajemy tu na 2 dni. Pierwszy standardowo to dzień dojazdu. Jechaliśmy 9h, więc uwieńczeniem dnia jest nocleg w ładnym
hoteliku. Jak się rano okazuje nasz punkt noclegowy to świetna baza wypadowa. Ruszamy więc zobaczyć jako pierwszy...
Zamek BranCzyli komercyjny zamek Draculi. Ten bardziej prawdziwy - Poienari, stoi prawie w ruinie jakieś 100 km na wschód i prowadzi do niego 1500 schodów. Pomijamy więc go i idziemy w komercję :)
Przed zamkiem spore targowisko ze wszystkim co może tylko być. Wrócimy tu później, wpierw idziemy zwiedzać. Wejściówka na teren zamku i najbliższych okolic kosztuje 35 RON. Pieniądze jednak warte wydania. W zamku sam Vlad Palovnik (Drakula) raczej nie mieszkał, ale przebywało tam wiele Rumuńskich królów.
Sam zabytek ładnie utrzymany i bogato w środku wyposażony. Zwiedza się go samodzielnie bądź z elektronicznym automatem dousznym :). Właściwie 90% zamku jest dostępne dla zwiedzających. Chodzi się przez różne piętra, komnaty, przejścia, tarasy i dziedzińce. Jest sklep z pamiątkami, ale drogi - na dole przecież jest targowisko, więc tam coś kupimy.
Na płatnym terenie, pod zamkiem, jest również ogród i staw do pospacerowania. Robimy więc szybkie kółko i wychodzimy.
Podzamkowe targowiskoNo można tu kupić wszystko. Ten rejon słynie głównie z wyrobów ze skór i wełny, aczkolwiek można tu również kupić rumuńską, ręcznie wytwarzaną ceramikę. A poza tym mamy wszechobecnego Draculę... na kartkach, koszulkach, kubkach, rycinach, rzeźbach czy innych drewnianych łupinkach. Są też lokalne specjały - kozi i owczy ser sprzedawany w formie wędzonych precli oraz dojrzewających kul zszywanych sznurem. Trochę to tu kosztuje, ale nie mogliśmy (no dobra, nie mogłem) odpuścić sobie kupienia takiej kuli... za 55 RON!!!! W markecie za taką samą kulę dałbym około 25, ale przecież kupiony od takiej rumuńskiej babuńki na straganie smakuje lepiej :)