Kolejny dzień to wyprawa do sąsiedniego hrabstwa Kerry. Oznakowano tu specjalną samochodową trasę widokową (ponad 130 km) nazwaną… Ring of Kerry. Trasa wiedzie po okręgu i obejmuje cały półwysep na zachód od Killarney. Zanim jednak wjeżdżamy na trasę, zatrzymujemy się na plaży w Inch. W tym miejscu piaszczysty brzeg ciągnie się przez 2 kilometry, ale i tak najciekawsze jest to, że sama plaża ma szerokość 100-200 metrów! :) Jest więc sporo miejsca do chodzenia, jeżdżenia autem (tak, pozwalają wjeżdżać na plażę) czy nawet startu i lądowania szybowcem (tak, również taką atrakcję można było wykupić).
Choć słońce świeci, na plaży upałów nie ma… jest w końcu końcówka września, więc cieszymy się z tych 14 stopni :) Ważne, że nie pada, więc jedziemy dalej na Ring of Kerry. Mijamy kolejne kilometry, ale wydaje nam się, że bardziej podobało nam się w okolicach Ennis. Tu nie jest aż tak zielono. Fakt, widać co chwila morze, są górki, ale… tam było jakoś milej. Na całej trasie zatrzymujemy się 2 czy 3 razy, ale najciekawszym miejscem okazuje się być zamek Ballycarbery. Pozostałości budowli są całkowicie udostępnione do zwiedzania, nikt nie kontroluje wejść, nie sprzedaje biletów. Po prostu jedna z pozostałości średniowiecznej Irlandii, którą można zobaczyć, poczuć,dotknąć i dostać się w każdy zakamarek. Ogólnie obiekt fajny i godny zobaczenia.