Na koniec wizyty w Londynie zostawiliśmy sobie The British Museum.
* po pierwsze primo - duży plus za darmowy wstęp! (choć szatnia już płatna)
* po drugie primo... 3 godziny wystarczają jedynie na przebiegnięcie przez salę z eksponatami!!!
W tym czasie nie udało nam się nawet wszystkich sal zaliczyć, a największą uwagę i tak poświęciliśmy jedynie na salach egipskich! To z jednej strony jest niesamowite gdyż pokazuje rozmach XIX i XX wiecznych brytyjskich wypraw podróżniczych, ale z drugiej... ja pierniczę, ile oni się nakradli! Nie ma po co jechać do Egiptu by zobaczyć wnętrza piramid czy mumie! Egipt jest w Londynie - tu na przykład otworem stoi Kleopatra!!! Tzn mumia Kleopatry! Całe ściany z wnętrz piramid są tu przeniesione kamień po kamieniu! To samo na salach grecko/rzymskich - popiersia, posągi wielkości człowieka, a nawet kolumny budowli są tutaj zgromadzone! Posąg z wyspy wielkanocnej, pomniki Buddy czy Shiwy, kultura Japonii czy pozostałości kultów religijnych Ameryki Środkowej i Południowej - to wszystko tu jest!
Co by jednak nie mówić, muzeum warte, naprawdę warte odwiedzenia! Stamtąd pozostało nam już tylko spróbować Fish&Chips by następnie wrócić wieczornym, niedzielnym lotem do Wrocławia.
Bye, bye London