Geoblog.pl    qualo    Podróże    Dom dla Quala, czyli Malezja i Singapur w 2 tygodnie    Sandakan, czyli co omijać na Borneo
Zwiń mapę
2014
08
lis

Sandakan, czyli co omijać na Borneo

 
Malezja
Malezja, Sandakan
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 2019 km
 
Przelot z Singapuru do Sandakan to nie lada wyzwanie. Ogólnie trzeba lecieć 2ma samolotami i zajmie to albo cały dzień (trasa Singapur-Kota Kinabalu-Sandakan) ze względu na długie oczekiwanie na przesiadkę, albo liczy się na łut szczęścia i jest się Last Call Passanger. Wybieramy opcję 2: lot AirAsia o 7:35 i planowe lądowanie o 8:45 w Kuala Lumpur. Mamy 45 minut na przebycie 1.5 km przez terminal KLIA2 do punktu odprawy paszportowej (witamy ponownie w Malezji), odbiór bagażu, oczekiwanie i przejazd pociągiem z terminala KLIA2 do KLIA i ponowne nadanie bagażu w Malaysia Airlines. No i udaje się nam! Po części dzięki AirAsia, który na 70 minutowej trasie zaoszczędził 15 minut :) Oby pokłady naszego szczęścia nigdy się nie wyczerpały!

Lot do Sandakan to kolejne 2:45h drogi. Tym razem lecimy liniami Malaysia Airlines. Po tegorocznych wydarzeniach mamy nadzieję, że samolot się nie zgubi i że nikt do nas strzelał nie będzie. Zakres przewożonych ładunków w samolocie nas zadziwia - może nie ma tu kur na pokładzie, ale ludzie nadawali w punkcie odprawy całe kartony z towarami. Lotnisko w Sandakanie okazuje się być też bardzo skromne, ale za to ile ludzi czekało na miejscu! Więcej witających niż podróżujących :) Do miasta można dojechać za to taksówką, i to kuponową - zaraz przy wyjściu jest budka Ticket Taxi. Dojazd do hotelu to 30 MYR.

Samo Sandakan okazuje się być niewielkim miastem, trochę ponad 100tyś mieszkańców. Niestety to implikuje, że niewiele tu się dzieje. Nad samym brzegiem jest kilka knajp. Jest też targowisko owocowo-ważywno-rybne. Poza tym...kompletne nic. Na szczęście wyczajamy w sklepie malezyjskie 5-letnie whisky za całe 17 MYR, co razem z 1,5l colą daje 20 zł za trunek na cały wieczór. Mała miejscowość ma więc plus - niskie ceny, co potwierdza się w knajpce - 20 MYR za obiad z napojem. Na targowisku warto zakupić rambutany (5 MYR) oraz dahu (6 MYR). Pierwsze mają konsystencję i smak liczi, ale o wiele łatwiej się je obiera i pozbywa pestki. Dahu natomiast jest pełnym zaskoczeniem! Po wyciągnięciu ze skórki ćwiartek owoca możemy rozkoszować się bardzo słodkim smakiem z lekką nutą grejpfruta.
Z samych atrakcji w mieście niewiele jest. Wymyślono niby Heritage Trail, ale jest słabo oznaczony i po prostu nudny. Odwiedzamy jedynie japoński cmentarz oraz chiński memoriał poległych podczas 2 wojny światowej.

Podsumowując, nie warto zatrzymywać się w tym mieście, bo ani tu człowiek nie wypocznie (plaż tu nie ma, a nabrzeże jest dość techniczne), ani niczego nie zobaczy (chyba, że filmy, które wziął ze sobą z domu na nudniejsze dni). Omijać szerokim łukiem!
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (15)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 16.5% świata (33 państwa)
Zasoby: 255 wpisów255 14 komentarzy14 4392 zdjęcia4392 60 plików multimedialnych60
 
Nasze podróżewięcej
25.09.2019 - 04.10.2019
 
 
24.09.2019 - 24.09.2019
 
 
02.05.2019 - 10.05.2019