Nie bez powodu linie Emirates wygrywają wiele prestiżowych nagród. Doskonała i świetnie rozpoznawalna przez swe kostiumy obsługa oraz spore i wyszukane posiłki zapadają w pamięć. Przystawka, tajski obiadek, soczki, a wszystko popite Jackiem z colą dają poczucie komfortu. No i ichni system rozrywkowy ICE... Własny monitor z grami (nawet multiplayer) i najnowszymi filmowymi hitami pozwala nam się delektować lotem - Boeing 777-300 rządzi!
Dodatkowym atutem linii Emirates jest to, że można liczyć na ciekawą ofertę postoju między lotami (stopover)
Dubai Stopover , z której również i my skorzystaliśmy.
Po 5 godzinach i 40 minutach wylądowaliśmy w Dubaju. Niby pół godziny przed czasem, ale co to zmienia o 1szej w nocy? Lotnisko w Dubaju jest wspaniałe: wielkie, jasne, świecące srebrnymi wykończeniami. Do kontroli paszportowej przedostaliśmy się podziemnym pociągiem, bo znajdywała się w innym terminalu. W ramach wykupionego pakietu Dubai Stopover mieliśmy mieć zapewnione powitanie na lotnisku i faktycznie czekała na nas kobieta z naszym nazwiskiem na kartce i wręczyła nam wydrukowaną promesę wizową oraz broszurę informacyjną o Dubaju. W kolejce po pieczątkę spędziliśmy z kolejne 30 minut, a później jeszcze 45 minut czekając na naszego kierowcę, który miał nas zawieźć do zarezerwowanego hotelu. Mijały kolejne cenne minuty, skracające nam czas snu, który był nam potrzebny przed kolejnym dniem pełnym wrażeń. W końcu zabiera nas jakiś arab, który swym busem przemierza ulice Dubaju. Podróż nocą przez to miasto ma swój sens. Wszystko świeci na setki metrów w przód i na setki metrów w górę. Ostatecznie o 3:00 w nocy/nad ranem jesteśmy w Hotelu, gdzie akurat trwa jakieś wesele bądź dyskoteka – kolejny antysenny czynnik. Padliśmy zmęczeni na łóżko po 20 godzinach i 5000 km na nogach z myślą o pobudce za 4,5 h.
Nastawiony na 7:30 budzik niemiłosiernie budzi nas ze snu - nie ma odpoczynku na urlopie, nie ma. Skromne śniadanie pozwala zapełnić się niezbędnym zapasem energii na cały dzień i już kilka minut po 9tej wymeldowujemy się z hotelu. Dobrą klimę tam mieli, bo ta za nic nie zdradzała temperatury na zewnątrz. Na pierwszy ogień idzie Burj Khalifa – najwyższy budynek na świecie mierzący 829 metrów. Ponieważ jest dość późno, zamiast pierwotnie planowanego metra bierzemy taxi. To był dobry ruch, bo do celu dzieliło nas 12 km, a taksi złapana na ulicy wzięła od nas 25 dirhamów za kurs (1 AED to około 0,85 zł, czyli 25 dirhamów to okolo 21 zl.). Przez miasto wiedzie 4-pasmowa autostrada. Ruch jest gęsty, ale płynny, a nasz kierowca jeździ w istnie emirackim stylu. Od razu poczuliśmy, że filmiki o grupie Erhabe nie mijają się z prawdą. Tu naprawdę pędzą przed siebie mijając się o centymetry, a nasza taxi (co najwyżej paroletnia toyota z automatem ustawionym bodajże na tryb sportowy) nie pozostaje dłużna względem innych pojazdów. Adrenalina pobudza nas do życia dużo lepiej niż poranna kawa.
Taxi wysadza nas w fajnym miejscu, z którego możemy podziwiać wielkość Burj Khalifa , pobliską galerię, suk i inne wieżowce. Miejsce wydaje się niesamowite. Nowoczesne, a jednak spokojne, bo było jeszcze za wcześnie na innych turystów czy mieszkańców. Sama Burj Khalifa wygląda na tle innych budynków jak doklejony obiekt. Czysta nierealność!
Plusem Dubaju jak i pewnie całych Emiratów jest to, że wszyscy są dwujęzyczni. Nie natrafiliśmy na nikogo, kto by nas nie zrozumiał, a mieliśmy okazję parę razy pytać o drogę. Przykładowo by wejść do Burj Khalifa w celach turystycznych trzeba to zrobić przez … Galerię Handlową Dubai Mall towarzyszącą obiektowi.
Budynek Burj Khalifa można zwiedzić w ramach programu
At The Top Experience . Bilety warto rezerwować z wyprzedzeniem, bo raczej na kilka dni przed planowaną wizytą można już natrafić na brak miejsc. Cena za bilet zamówiony z wyprzedzeniem to 125 AED (105 zł), aczkolwiek można wykupić tzw Immediate Ticket za, bagatela, 400 AED (340 zł). Bilet internetowy należy wymienić na właściwy bilet wstępu w automacie lub u obsługi. Wejście punktualnie o 10tej rano rozpoczęło się od kontroli bezpieczeństwa takiej samej jak na lotnisku (skanowanie ciała i bagażu). Później kilka kroków przez korytarze ukazujące jak wieżą powstawała, na czym oparto projekt architektoniczny i że kręcono tu Mission: Impossible 4. Na końcu znajdują się 2 szybkobieżne windy, które w niecałą minutę przewożą jednorazowo 12-14 osób na 124 piętro (560 metrów), gdzie znajduje się najwyżej położony na świecie taras widokowy. Znów jest nierealnie. To jest już taka wysokość, że wszelki lęk znika. Ludzi na ziemii nie widać w ogóle, samochody są ja muszki owocówki, a metro naziemne to malutka dżdżownica. Wieżowce, które wydawały się spore będąc na ziemi, teraz były niczym pionki w grze planszowej. Po prostu ruszająca się makieta. Obok wieżowca znajduje sie wspomniana galeria handlowa Dubai Mall. Tą widać z góry dość dobrze, bo jest po prostu ogromna!!! To taka wrocławska Magnolia z parkingiem, przemnożona z 2 razy i do tego na 4 piętrach! O niej poźniej, wracajmy pół kilometra w górę, gdzie czuć właśnie przyjemny powiew wiatru. Temperatura na ziemii przekracza już 30 stopnii, tu na szczęście troszkę wieje. Obchodzimy wkoło piętro, gdyż całe jest dostępne dla turystów w formie otwartego oraz zamkniętego tarasu. Jeszcze tylko jakieś pamiątki i możemy jechać w dół. Zwiedzenie całej wieży zajęło nam około godziny, choć głównie na tak krótki czas miał pewnie wpływ brak kolejki do wind.
Po zaliczeniu Burj Khalifa idziemy przejść się po ogromie sklepów w galerii
Dubai Mall . Sklepów i sławnych marek jest cała masa. Można jednak wśród nich wynaleźć sklepy specjalistyczne, które handlują stylowymi meblami z drewna za dziesiątki tysięcy złotych. Jest wspaniały sklep z cukierkami, a także cukiernia specjalizująca się tylko w sernikach. Wystrój galerii co chwile sie zmienia: raz jest to zwykły, znany z naszych galerii, ciąg sklepów, za chwile trafia sie małe centrum przesiadkowe do zmiany pięter, gdzie na środku przesiadkowego placu stoi Lamborgini Gallardo będące rekwizytem w reklamie perfum tej marki. Zapach miały świetny, ale o cenę nawet nie zapytałem ;) W wielu sklepach tej galerii cen nie ma i to raczej nie ze względu na to ze to arabski kraj. Była taka sekcja z butami (Prada, Louis Vuitton i jeszcze kilka innych znanych nazwisk) gdzie o cenę po prostu nie wypada pytać ;) Bieżesz to co jest, bo kto się Prady powstydzi? :) W ramach rozrywki galeria oferuje oczywiście kina czy restauracje, ale znaleźć tam można rownież lodowisko jak i ogromne akwarium (jeszcze raz napisze: OGROMNE) gdzie można podziwiać ryby oraz 3 metrowe rekiny. Za dodatkową oplata (130 AED = 110 zł) można przejść podwodnym tunelem, jak również za większą doplatą można ... ponurkowac z rekinami.
Po nacieszeniu oczu galeria ruszamy do kolejnego punktu w planie: Burj Al Arab. Znów bierzemy taxi i płacimy tym razem 35 AED za 16 km. Znów ostre przyspieszanie, pęd, wyprzedzanie i mijanie na styk. Świetna zabawa, a 20 minut później lądujemy przed hotelem, gdzie wraz z grupką innych ludzi cykamy „sweet focie na fejsa” najpopularniejszego budynku ZEA: Hotelu – Żagla: Burj Al Arab. Przed samym hotelem zdjęcia wychodzą niefajnie, więc ruszamy wzdłuż drogi w kierunku plaży. Kawałek trzeba się przejść, by dojść na darmową plażę, ale jest to warte. W pełnym słońcu maszerujemy przez piasek i wodę, a w tle mamy „wieżę arabów”. Ludzie tylko patrzyli na nas trochę dziwnie, bo tam gdzie wszyscy się opalali, ja szedłem w długich spodniach, koszulce, zabudowanych adidasach i skarpetkach ;)
Do odlotu pozostało nam niecałe 3h więc był to już najwyższy czas by wracać na lotnisko. Już wcześniej stwierdziliśmy, że olewamy darmową podwózkę otrzymaną w ramach pakietu wizowego od Emirates, więc do samolotu musieliśmy dostać się sami. I to nie byle czym – ostatnią zaplanowaną atrakcją – dubajskim metrem. Z plaży do stacji znów dowozi nas taksi za 10 AED. Chwilę poświęcamy na rozpoznanie sposobu działania dunajskiego metra, a działa to tak:
- cały Dubaj podzielony jest na strefy, a bilet kupuje się na odcinki.
- rozróżniają 3 rodzaje biletóww w tym zakresie:
a) krotki (w ramach jednej strefy),
b) do sąsiedniej strefy
c) do wszystkich stref.
Nasz przejazd łapie się na taryfę c, za co płacimy 17 AED (14,50 zł)
Metro dubajskie jest naprawde atrakcją samą w sobie. Po pierwsze, biegnie w firmie kolejki naziemnej przez całe centrum Dubaju, a po drugie .. jest całkowicie bezobsługowe. Wszystkim zarządzają czujniki, procesory i algorytmy. Perony od torów oddzielone są szybą z rozsuwanymi drzwiami w miejscach, gdzie wypadały drzwi wagonu. Pociąg dojeżdża idealnie do miejsca zatrzymania, po czym drzwi rozsuwając się pozwalając wyjść i wejść do środka. Następnie komunikat po arabsku i angielsku i metro rusza dalej. W wagonie istnieją 3 klasy przedziałów: zwykła economy dla pospólstwa, dla klasy Premium VIP, a także specjalny przedział dla kobiet by te, gdy podróżują samotnie, mogły podróżować w komfortowych warunkach. De facto w Dubaju są też specjalne taksówki (różowe bodajże) dedykowane tylko dla kobiet! Bbrak motorniczego daje możliwość zajęcia miejsca na czele pociągu, co pozwala na podziwianie centrum miasta z wagonika metra. Po 40 minutach jazdy zjawiamy sie na lotnisku. 14h stopover w Dubaju zaliczony.
Przydatne informacje:- Przerwę podróży w Dubaju załatwiliśmy przez serwis
OdkryjDubaj.pl - koszt 763 zł na 2 osoby.
- Taksówki w Dubaju są względnie tanie – za trzaśnięcie drzwiami płaci się 3,5 dirhama, a następnie niecałe 2 dirhamy za kilometr. Jednak uwaga – taksówki łapane na lotnisku za trzaśnięcie drzwiami może i mają taką samą kilo metrówkę, ale za „trzaśnięcie” biorą 25 dirhamów.
- Wszystko o
At The Top Experience - Strona
metra w Dubaju