Po dopłynięciu do Szczawnicy warto chwilę odpocząć. Tu już nie jest tak przyjemnie jak w Sromowcach. Kręci się masa ludzi, a i miejsca w barach może zabraknąć. Piwo minimalnie drożeje (do okolic 5 zł za pół litra).
Ze Szczawnicy do Sromowiec można wrócić na 2 sposoby:
1) mechanicznym środkiem transportu czyli lokalnym busem (opłata rzędu kilku złotych)
2) samonapędzanym środkiem transportu wzdłuż Dunajca
Wybraliśmy metodę drugą z podopcją wynajmu rowerów. Rowery wypożycza się w jednej z lokalnych wypożyczalni i zdaje w Sromowcach. Koszt takiego najmu to 15 zł od roweru. Jest dużo sprzętu do wyboru, od zwykłych rowerów miejskich po proste MTB. Trasa powrotna wiedzie wzdłuż nitki rzeki po stronie słowackiej. Ma 11-12 km i jedno niewielkie wzniesienie, pod które i tak trzeba rower podprowadzić i sprowadzić więc bez problemu każdy może dać radę. Z tym wprowadzaniem i sprowadzaniem nie żartujemy - mandat za niedostosowanie się do przepisów kosztuje 50 Euro.
Pod koniec trasy przejeżdża się przez Cerveny Klastor, który charakteryzuje się tym, że ma... czerwony dach. Poza tym nic ciekawego tam nie ma. Za ewentualne zwiedzanie klasztoru trzeba zapłacić bodajże 3 Euro, ale nasz flisak mówił, że nie warto. Udaliśmy się więc w kierunku mostku, lecz zanim przekroczyliśmy granicę, zatrzymaliśmy się w słowackiej knajpie na obiedzie i piwie. Za obiad z piwem zapłaciliśmy około 15 Euro za 2 osoby - znów całkiem nieźle.
W ogóle warto spróbować lokalnych potraw, czy to po stronie słowackiej czy polskiej. Mają dużo wyrobów z bryndzą, która dość ciekawie smakuje, zwłaszcza w prostych potrawach jak kluski czy pierogi. Był też w menu pstrąg faszerowany bryndzą, ale go nie próbowaliśmy. Kotlet flisaka (z serem i pomidorem) nie jest niczym specjalnym, ale z kolei flisacki placek to już palce lizać!