Geoblog.pl    qualo    Podróże    Jedno oko na Maroko...    Fort Bou Jerif
Zwiń mapę
2013
28
maj

Fort Bou Jerif

 
Maroko
Maroko, Gdzieś na pustyni
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 170 km
 
Z Sidi Ifni jedziemy w kierunku Guelmim. Przejeżdżamy po drodze przez Anty Atlas. Podziwiamy piękne góry, miejscowości, plantacje opuncji oraz sady drzewa arganowego. W Guelmim trzeba kierować się na Plage Blanche, bo zaraz za Guelmim pojawiają się drogowskazy na Fort Bou Jerif. Do fortu prowadzi pustynna droga, oznakowana z lewej i prawej białymi kamieniami. Nie jest trudna i ma odległość 9 km. Na około 18 dojeżdżamy na miejsce.

Fort Bou Jerif to tak naprawdę 2 rzeczy. Po pierwsze są tu ruiny dawnego garnizonu wojsk francuskich z początku XX wieku. Po drugie, jest tu świetnie zorganizowany punkt wypoczynkowy z opcją noclegową, który prowadzi para francuzów.

Po zajechaniu na miejsce wita nas gospodyni ośrodka, która oprowadza nas po różnych opcjach noclegowych, od namiotu zaczynając, przez motel i petit hotel a na wypaśnym hotelu kończąc. Jest tu też camping. My wybieramy opcję tuareskiego namiotu.

Tu może mała dygresja o ludach i ludziach Maroka: Berberowie to lud afryki północnej. Zdecydowana większość Marokańczyków to Berberowie. Mają własny język, z czego w Maroku są 3 dialekty berberyjskiego. Pozostała część populacji to Arabowie i Europejczycy. Berberowie zamieszkujący góry i wiodący koczowniczy tryb życia to Nomadowie, a z kolei berberyjski lud Sahary to Tuaregowie.

Po wyborze miejsca noclegowego jest ono dla nas przygotowywane (materace itp.), a my jesteśmy pytani cóż chcemy na kolację. Pada na tajin z wielbłąda :) Trzeba jednak na niego poczekać około 2,5 h, więc ruszamy zwiedzać fort. Hassan idzie z nami, bo też jest tu pierwszy raz. Po drodze szukamy skorpionów pod kamieniami, ale bezskutecznie. Ponoć można tu też spotkać węże, co jest całkiem możliwe, bo na jednym z pomieszczeń fortu znajdujemy rysunek węża. Zrobił je pewnie jakiś Tuareg, który przetrzymywał na terenie ruin fortu owce. Będąc w forcie zostawiamy po sobie pamiątkę na ścianie: "Hassan, Grzegorz, Kasia i Paweł Polska". Czemu Grzegorz? A bo Hassan znał to imię :) Nawet nazwisko Brzęczyszczykiewicz mu się już wcześniej o uszy obiło :)

Z fortu kierujemy się do pobliskiej oazy. Tu odnajduję najlepsze miejsce w całym Maroku. Ciszę, bezkresną przestrzeń, wkoło piasek i góry, przede mną mała oaza z wodą i palmami. A co jest najbardziej dziwne... tam był zasięg GSM!!!!

Wróciliśmy stamtąd na teren campingu i skierowaliśmy się do miesca noclegowego. Moja Żona obawiała się trochę spania w namiocie na pustyni z powodu różnego rodzaju robactw i pech akurat chciał, że akurat jak my przychodziliśmy, to do naszego namiotu zmierzał właśnie ogromny stwór. Żuk jakiś czy coś, ale ogromny. Miał z 10 cm długości!!! Hassanowi udało się go złapać na kartkę papieru i przenieść w bezpieczne miejsce. Kasia jednak wszystko widziała, ale dzielnie się trzymała i nie zrezygnowała w noclegu w namiocie.

O 21 poszliśmy na kolację. Troche to śmiesznie wygląda, bo w sumie wkoło camping, namioty, względnie motel i hotelik, a r3estauracja normalnie jak z Paryża. Podano nam krem z warzyw oraz wspomniany tajin. Kelner zpytał nas oczywiście skąd jesteśmy i na hasło Polska wykrzyknął: LEWANDOWSKI!!! Mają fioła na punkcie piłki nożnej, to fakt. Grają w nią wszędzie gdzie tylko możliwe. A gdy meldowaliśmy się w hotelu w Agadirze, recepcjonista wręcz nie mógł przebolec, że musi nas rejestrować a nie może oglądać finału ligi mistrzów. No ale cóż... lejemy na piłkę nożną, bo jedzenie było prze, prze, przepyszne. Właściciele jedli razem z nami, w sensie na sali. Byli też inni goście, którzy przyjechali własnymi jeepami. Hassan i Mohamed jedli w swoim namiocie. Nie wiedzieliśmy w sumie czemu, obawialiśmy się, że po prostu wyszło za drogo i jeść nie będą. Nic jednak bardziej mylnego - oni po prostu chcieli zjeść tajin po swojemu - rękoma, a nie widelcem. Do kolacji zamówiliśmy wino, oczywiście znów marokańskie. Nie wiemy jednak czy to efekt wina czy co, ale wracając do namiotu zobaczyliśmy... osła. Chodził sobie wolno po terenie ośrodka i podżerał różne dobrocie ludziom z namiotów.

O noclegu w Bou Jerif
Bardzo fajnie zorganizowane miejsce. 4 różne możliwości noclegowe plus camping. Namioty i motel mają osobne sanitariaty. Petit Hotel oraz duuzy hotel mają własne toalety. Sanitariaty są dobrze zorganizowane. Jest ciepła woda, toalety z sedesem. Prąd wyłączany jest około 23 i powraca około 8 rano. Daje to wspaniałą możliwość podziwiania nieba obsypanego milionami gwiazd. Restauracja serwuje świetne dania i faktycznie specjalizuje się w tajinie z wielbłąda. Nie wiemy ile kosztuje kolacja, bo mieliśmy ją w cenie wycieczki, podobnie jak i nocleg. Wino kosztowało 150 dinarów.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (60)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 16.5% świata (33 państwa)
Zasoby: 255 wpisów255 14 komentarzy14 4392 zdjęcia4392 60 plików multimedialnych60
 
Nasze podróżewięcej
25.09.2019 - 04.10.2019
 
 
24.09.2019 - 24.09.2019
 
 
02.05.2019 - 10.05.2019