Wyjazd do Maroka w końcu nastał. Uzbrojeni w 85litrowy oraz 35 litrowy plecak wyruszyliśmy z Wrocławia na lotnisko Berlin Schonefeld. Na lotnisko dojeżdża się w 2h40m przy średniej prędkości 120 km/h. Parking mieliśmy wcześniej już zarezerwowany - 10 dni postoju kosztowało nas 39 Euro. Myslę, że jest warty polecenia:
PARKING Berlin Schonefeld Z parkingu dosłownie 7 minut na piechotę i jest się już na terminalu. Szybkie odprawy: bagażowa, bezpieczeństwa i paszportowa i już za chwilę siedzimy w samolocie. Co istotne EasyJet nie czepiają się za bardzo bagażu podręcznego. Ludzie mieli niemałe plecaki i nie było problemu z wniesieniem ich na pokład. Co więcej EasyJet pozwala mieć oprócz bagażu podręcznego jeszcze jedną, dodatkową reklamówkę za zakupami ze strefy bezcłowej. Fajnie... zwłaszcza, że w bezcłówce znajdujemy ciekawy specyfik - pojedynczy ogórek kiszony w puszce :) Nic tylko mała wódeczka i taki ogórek i można lecieć :)
Do Agadiru lecimy 4,5 h. Nie rzucało jakoś specjalnie samolotem. Po wyjściu z naszego Airbusa A320 odczuwamy... lekki chłód! Słońce świeci, ale narzucony sweter stanowi miły, ciepły dodatek. Następnie kontrola paszportowa. Na wjeździe do Maroka wypełnia się specjalny kwit, podając dane osobowe, cel wizyty, miejsce pobytu oraz ... informację o wykonywanym zawodzie. Ciekawscy są. Odprawa przechodzi jednak bez problemów, a tuż za nią można już odebrać bagaże jak i wymienić walutę. My przywieźliśmy ze sobą GBP (funty brytyjskie), ale równie dobrze przyjmują też EUR. Wymieniamy je po kursie 12,35 MAD (dirham marokański) za 1 GBP i nie powiem żeby to była rewelacja. Można ewentualnie pomyśleć nad wymianą tylko podstawowej kwoty by później wymienić już więcej w kantorach na mieście, bo oferta tych miejskich może być po prostu lepsza.
Taksówki z lotniska w Agadirze mają stałe ceny - zaraz po wyjściu za drzwi lotniska jest biała tablica na prawym filarze z aktualnymi cenami. Do Agadiru przykładowo taksówka kosztuje 200 dirhamów, aczkolwiek dopłaciliśmy dodatkowo 10 dirhamów za każdy bagaż. Co istotne, jacyś Ci taksówkarze na lotnisku nie byli wcale nachalni. Byliśmy przeświadczeni, że ledwo co nos wyściubimy zza bramy i już zaraz będzie "Monsieur, Taxi?". A tu nic... wręcz poszwędaliśmy się 3 minuty przed wejściem i ostatecznie to my musieliśmy podejść do grupy taksówkarzy by im powiedzieć, że chcemy do Agadiru. Czy my na pewno jesteśmy w arabskim kraju?
Do hotelu dojeżdżamy stary, białym mercedesem w 20 minut. Sam hotel rewelacyjny:
Best Western Odyssee Park. Po spokojnej aklimatyzacji w pokoju ruszyliśmy na plażę wykonać piaskowy piling dla stóp. Temperatura jednak nie sprzyjała długiemu spacerowi (zaledwie 15-17 stopni). Przyszedł też czas na spożycie pierwszych, marokańskich kultur bakterii. Zjedliśmy w knajpie przy samej promenadzie, bo oczywiście zwabiacze na hasło Poland, Pologne odzywali się ... Dobra, dobra zupa z bobra... No cóż, skusiliśmy się na pierwszy طاجين ... czyli tajine/tagine - jeden rybny a drugi z baraniny. Przyznać trzeba, że były bardzo dobre, dobrze zapieczone i przesiąknięte smakiem. Była też miętowa herbata. Koszt kolacji niemały: 240 dirhamów, na co składały się tajine za 90 dirhamów sztuka, cola i herbata miętowa za 20 dirhamów sztuka oraz 20 dirhamów napiwku. Niemniej jak na pierwszy raz było warto.
Na koniec dnia zafundowaliśmy sobie oczywiście wódkę żołądkową gorzką, której przywieźliśmy ze sobą cały 1 litr. Codziennie więc wypadało wypić po 50tce na głowę. Wierzyliśmy bowiem, że mieszanka żołądkowej oraz berberyjskiej whisky (miętowej herbaty) uratuje nas przez dolegliwościami układu pokarmowego.
Wieczorem w hotelu miał też miejsce występ zespołu arabów grających na bębnach oraz arabek wrzeszczących na lewo i prawo. Wyglądało to na zbyt bardzo ustawiane, więc nie za bardzo traktowaliśmy to jako kontakt z lokalnym folklorem, zwłaszcza, że w występie przeszkadzał ich impresario oraz kilkoro turystów starających się tańczyć w rytm ich muzyki. Najbardziej już rozbawiło nas dziecko, które podjudzane przez tatę podchodziło do tańczących, a Ci oczywiście w swym transie nie zauważyli czegoś małego pętającego się im pod nagami, więc je potrącili. Głupie te europejczyki i tyle...